Strony

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 3

                 


                  * Alice' POV *



- Wiesz co? Może jednak nie? - Mruknęłam cicho, odsuwając się o kilka kroków, wyciągając pistolet zza pleców i strzelając niczemu winnemu mężczyźnie prosto w głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym schowałam broń do torebki i spokojnie przeszłam za budynek, mijając się z Zaynem. Sukces. 







Jak zwykle. Ściągnęłam szpilki ze stóp i rozpoczęłam krótką wędrówkę do samochodu. Która to już akcja? Straciłam rachubę. Na prawdę. Nie boję się że ktoś to usłyszał. Mam tłumik. 


Rozejrzałam się wokoło, widząc tylko zaciemniony parking a za nim las. Księżyc świecił dziś wyjątkowo jasno a gwiazdy wysypały się po całym niebie ledwo zostawiając kawałki granatowej powierzchni. Otworzyłam drzwi od samochodu kluczami, których o dziwo na szczęście tym razem nie zgubiłam i rozłożyłam wygodnie na miejscu pasażera.


- Już? - Spytałam, gdy tylko usiadł obok mnie. Nie odezwał się. Mruknął tylko coś na znak odpowiedzi. - Wszystko okej? - Zmarszczyłam brwi, niespokojnie wiercąc się na fotelu.


- Tak. - Bąknął krótko, odpalając silnik.
- Widzę że nie. - Powiedziałam pewnie, odwracając się w jego stronę.
- Wszystko. Jest. W. Porządku. - Wysyczał przez zęby. Co? Nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy nie był dla mnie taki niemiły. 


- Ale prze...
- Możesz po prostu zostawić mnie w spokoju?! - Wrzasnął nagle, a ja aż podskoczyłam na siedzeniu, otwierając szeroko oczy. Byłam w szoku. Powoli odwróciłam się w stronę szyby i pokręciłam głową ze zdekoncentrowania. 


Co mu jest? Przełknęłam ze zdenerwowania ślinę. Kogo jak kogo, ale jego to się boję. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Dziwne że boję się swojego chłopaka. Tylko czasem, bo znam jego umiejętności i wiem co jest w stanie zrobić. 


Nigdy nie podniósł no mnie ręki, aczkolwiek wiem jaką ma siłę. Przecież to jest morderca. Tak samo jak ja. No właśnie. Trochę się zapominam. Lepiej żebym nie myślała o takich rzeczach, bo to jest trochę dziwne. Nawet bardzo dziwne.


- Przepraszam.
- Lepiej nawet nie wymawiaj tego słowa, gdy nie jest szczere. - Fuknęłam cicho, na co oczywiście się zamknął. Wiedziałam. Przewróciłam oczami i zaczęłam skupiać się na niedokońca wyraźnych obrazach za szybą.








                                  ***



- Okej. Możesz przestać mieć tego swojego focha. - Bąknął czarnowłosy gdy tylko przeszliśmy przez próg drzwi wejściowych naszego domu.
- Ja mam focha?! - Prychnęłam, machając rękami na wszystkie strony. - To ty w ogóle się nie odzywasz, a jak już to najchętniej byś mnie pogryzł! Nie wiem co ci się dzieje, ale jedyną osobą w tym domu, która strzeliła focha jesteś ty! - Odwróciłam się tyłem rzycając szpilki gdzieś w kąt i idąc wzdłuż korytarza.



- Obrażasz się o byle co a teraz nawet na mnie nie patrzyłaś! - Wrzasnął, a ja słyszałam za sobą kroki.
- Wydarłeś się na mnie nie wiadomo dlaczego! - Odwróciłam się z powrotem w jego stronę. - Przecież ja nawet nic ci nie zrobiłam! 


- Może ja po prostu pragnąłem żebyś na chwilę się zamknęła! Chciałem mieć spokój! - Jego krzyk wypełnił całe mieszkanie, a ja aż się wzdrygnęłam. Mierzyliśmy się morderczymi spojrzeniami pełnymi wściekłości.


- Ale ja tylko się o ciebie martwię! Nie możesz osądzać mnie o to że mi na tobie zależy!
- A może jesteś po prostu nadopiekuńcza?! Sam potrafię o siebie zadbać! 


- Czyżby?! Nie musisz od razu przychodzić do mnie z mordą! - Wrzeszczałam równie głośno, mając ochotę mu przywalić.
- Mogłabyś zająć się własną dupą! Wcale cię nie potrzebuję! 


- Bo jesteś tylko jebanym skurwielem,  myślącym tylko o czubku własnego nosa! ! - To był jeden ułamek sekundy. Jak gdyby to nie miało żadnego znaczenia, z niewiarygodną siłą uderzył mnie prosto w twarz, co zwaliło mnie z nóg. 


Nie mogłam w to uwierzyć. Ból fizyczny jakby przestał istnieć. Jedyne co czułam to szok, niedowierzanie i zawód. Jak on mógł mi to zrobić? Z moich oczu wypłynęły  łzy. 


Owszem, płakałam z bólu. Psychicznego bólu. Podniosłam się z ziemi, kręcąc głową. Stanęłam z nim twarzą w twarz. - Patrz. - Palcami wskazałam na łzy spływające mi po policzkach, po czym tym razem ja uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. 


Wiem, że to nie równa się z jego uderzeniem, ale nie obchodzi mnie to. Nawet się nie skrzywił. No cóż. Ledwo weszłam po schodach na górę i wyciągnęłam z szuflady moją koszulę nocną. Dopiero teraz odczułam ból lewej strony twarzy. Okropny ból, który wyrządził mi on. Mój kochany Zayn.


Nieprawdopodobne, a jednak stało się. Nigdy nie podejrzewałabym go o coś takiego. Niestety, przeliczyłam się. Pomyliłam się co do niego. Po ponad dwóch latach znajomości i większość bezgranicznej miłości, przynajmniej z mojej strony... on był w stanie zrobić mi coś takiego.


Wiem że mnie kocha. Zrobił to tylko w napadzie wściekłości. Chciał żebym przestała się o niego zamartwiać, przestała w ogóle mieć język w gębie. Obiecuję. Od dzisiaj będzie marzył i modlił się o usłyszenie mojego głosu. 


Pominęłam fakt, że pierwszy raz od ponad roku płakałam. Obiecałam sobie że nigdy więcej nie będę płakać, a najgorsze jest to, że to właśnie mój Zayn do tego doprowadził. Uderzył mnie. On na prawdę mnie uderzył. 


Pociągnęłam nosem, wychodząc z łazienki po uprzednim wzięciu prysznica i ubraniu się. Nie patrzyłam nawet w lustro. To było dla mnie za wiele. Gdy weszłam do pokoju, zastałam puste łóżko. Ma rację. Teraz niech lepiej nie pokazuje mi się na oczy.


Powoli położyłam się na materacu, opierając policzek o miękką poduszkę. Szybko jednak z jękiem odskoczyłam od niej. Sapnęłam cicho, rezygnując ze spania na boku i przewróciłam się na plecy. Dalej nie mogę w to uwierzyć.


- Dobrze wiesz że nigdy nie podniósłbym na ciebie ręki, wręcz przeciwnie. Zabiję każdego kto dotknie cię choćby jednym palcem. - Zaśmiał się czarnowłosy, gładząc mnie po plecach i coraz mocniej przyciskając do siebie. - Wiesz o tym, prawda?
- Wiem. - Odparłam pewnie, spoglądając w te piękne błyszczące w świetle księżyca tęczówki.


Tak, to najbardziej boli.






                                ***



Obudziły mnie rażące promienie słoneczne. Oczywiście, nie zasunęłam wieczorem zasłon. Gdy jednak przypominam sobie co wczoraj się stało całkowicie się usprawiedliwiam. 


Właśnie. Wczorajszy dzień... tak na prawdę to noc, zapadnie mi w pamięci na długo. Co ja mam teraz zrobić? Już nigdy więcej się do niego nie odezwać? Wyrzucić z domu? 


Nie mogę. Nie tylko dla tego że nie chcę, chociaż to też gra tutaj swoją rolę, ale on jest silniejszy. To on mógłby z łatwością wyrzucić mnie z domu. Kocha mnie, to wiem na pewno, ale dlaczego mi to zrobił? 


Odkąd pamiętam, łatwo jest wyprowadzić go z równowagi, ale czy to go usprawiedliwia? Nie mam pojęcia. Jeśli mnie przeprosi, wybaczę. Ale jedno jest pewne. Nie zapomnę mu tego do końca moich dni.



_________________________________________________________________________________




4 komentarze:

  1. Buu jak o mógł jej to zrobić :/ Dawno nie dodawałaś nowego rozdziału :p Pochłonełam go w sekundę :D Był cudowny ale kruuutki :'( xD Cóż mam nadzieję że dodasz nn szybko ;)

    Pozdrawiam C.

    OdpowiedzUsuń
  2. To mnie zdziwilas, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg jak on mógl co za debil mam nadzieje ze przeprosi czekam na nexta<3. Pati.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny dopiero dzisiaj zaczełam czytać twoje opowiadanie i bardzo mi się spodobało :D

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? To skomentuj, albo zostaniesz zadźgany przeze mnie widelcem <3