niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 39

             


                          * Alice' POV *      



Przeniosłam wzrok na moje dłonie, próbując coś wymyślić.
- Z kasą na prawdę nie jest zbyt dobrze. Wiesz o tym, prawda? - Mruknął Zayn, patrząc na mnie ze zmrużonymi oczami. 
- Tak, wiem. - Przymknęłam na chwilę powieki, przełykając ślinę i nerwowo pocierając o siebie dłonie. 


- Musimy znaleźć jakiś sposób na zarobienie tych pieniędzy, no chyba że... 
- Nie, nie, nie. - Przerwałam, patrząc na niego spanikowanym wzrokiem. - Nie. - Powtórzyłam stanowczo.
- Ale Alice. To może być jedyne wyjście i... przecież oni od razu nas złapią gdy podejmiemy jakąś legalną pracę. - Powiedział z kamiennym wyrazem twarzy, łapiąc mnie za rękę, na co od razu ją wyrwałam.


- Musi być jakiś inny sposób. - Westchnęłam głośno, przełkając ślinę. - Nie zrobię tego. Nigdy niczego nie ukradłam. Potem możemy mieć jeszcze większe problemy. - Mówiłam, z trudem składając słowa w całość.


- Nie. Mamy. Innego. Wyjścia. - Mówił kolejno słowa, tak aby dobrze do mnie dotarły, machając przy tym ręką. Popatrzyłam mu prosto w oczy, wstrzymując oddech. - Chcesz spać pod mostem i umierać z głodu?


Wstałam z łóżka, stając do niego tyłem i targając dłonią włosy. Oczy nadal mnie piekły i miałam gorączkę ale było o wiele lepiej. 



                          * Nina' POV *



Westchnęłam cicho, gładząc dłonią jedwabistą pościel. Nie mam już nic do stracenia. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju, powoli kierując się w dół schodów.


 Szukałam wzrokiem Liama, aż w końcu znalazłam go na kanapie, z twarzą schowaną w dłoniach. Tak bardzo go to ruszyło? Bądź dla niego miła. Pomoże ci. 
- Liam? - Mruknęłam cicho. - Przepraszam. Za tamto przedwczoraj. - Podniósł na mnie gwałtownie głowę, wytrzeszczając oczy. 


Dziwi się że w ogóle wyszłam z pokoju? Pff..
- Nie, nie musisz. Nic się nie stało. Powinienem dać ci po prostu spokój. - Odparł wstając z kanapy.


- Możesz coś dla mnie zrobić? - Szepnęłam, czując straszną suchość w gardle.
- Jasne. Oczywiście. - Wypalił od razu, wpatrując się z troską w moją twarz.
- Chodź ze mną.. na.. spacer. - Powiedziałam powoli, przełykając ślinę i patrząc w podłogę.


- Na prawdę chcesz iść? Jest już późno - Spytał po dłuższej chwili ciszy. Musiał być nieźle zszokowany moją prośbą. Przytaknęłam lekko głową, wyciągając do niego dłoń, którą od razu złapał i zaczął iść w stronę małego korytarza gdzie na ławeczce, przy drzwiach ubrał buty. 





Ja zrobiłam to samo, tylko sto razy wolniej. Liam patrzył na mnie ze współczuciem gdy przechodziliśmy przez bramkę i ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę parku. Na chwilę się nawet uśmiechnęłam, zerkając w jego stronę. Tak się o mnie troszczy...



                                 ***



- Możemy iść na most? Pooglądać... wodę. - Spytałam cicho, mocniej ściskając jego rękę.
- Okej. - Bąknął lekko zaskoczony i zaczął iść w stronę naszego celu. - Jak się czujesz? - Powiedział nagle, patrząc w moją stronę.





- Dobrze. Lepiej. - Mruknęłam, oglądając zieleń trawy i piękne, ledwo widoczne w ciemności bladoróżowe kwiaty. Westchnęłam głęboko, stawiając kolejno stopy na twardym chodniku. Teraz albo nigdy. Przymknęłam na chwilę oczy, po chwili je otwierając i przybierając sztuczny uśmiech. - Patrz. - Pokazałam ręką na jakiś punkt w oddali. 


Teraz. Szybko przeszłam przez barierkę, oddychając ciężko.
- Ale tam nic... - Przerwał, otwierając szeroko oczy. - Nina! Nie! - Usłyszałam tylko dwa słowa zanim zaczęłam latać. Zamknęłam oczy, uśmiechając się lekko. Nagle poczułam szarpnięcie. To koniec?


   
                          * Alice' POV *



- Rób dokładnie to, co ustaliliśmy wcześniej. - Mruknął Zayn, puszczając moją rękę i idąc w całkowicie nieznanym mi kierunku. Nie zdążyłam nawet niczego powiedzieć. Przymknęłam oczy i pokręciłam głową, próbując trochę się uspokoić. Czy ja na prawdę to robię?





Westchnęłam cicho, zmierzając w stronę wejścia do kasyna. Jedyne co słyszałam to jakaś muzyka dla snobów i stukot moich obcasów. Dasz radę, Alice. Rozejrzałam się w około, widząc jakichś bogaczy w garniturach i puste lalunie w sukniach od Chanel albo Gucciego. Czy to na pewno jest dobry pomysł? 


                               ***



- Hej złotko. - Odparł mężczyzna około po trzydziestce, uśmiechając się i lekko pochylając w moją stronę stronę, na co odwzajemniłam uśmiech. Bądź dobrą aktorką, Alice. - Jak masz na imię?


- Kate. - Odparłam bez zastanowienia, trzymając się planu. Spojrzałam w dół, na jego markowy garnitur i wystający z jego kieszeni, wypchany portfel. To może się udać.



____________________________________________






            

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 38




                           * Alice' POV *



Odetchnęłam głośno, wybudzając się z przeraźliwie strasznego koszmaru, od razu zrywając się do pozycji siedzącej, nie zważając na rękę Zayna na moim biodrze. Po czole spływały mi krople potu a plecy już miałam całe mokre. 


Jęknęłam, łapiąc się za głowę i schowałam twarz w dłoniach, łkając pod nosem. Nagle zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Płonęłam od środka, kręcąc się po łóżku i nachylając do przodu. Oddychałam gorącym powietrzem a wszystko było jakieś zamazane.


 W głowie mi dosłownie piszczało i nie chciało przestać. Ścisnęłam mocno powieki, czując coś dziwnego zbierającego się w moim gardle.
- Zayn.. - Jęknęłam płaczliwie, kręcąc głową i prawie wyrywając sobie włosy. Oczy koszmarnie mnie piekły. - Zay... - Powtórzyłam, nie dokańczając i czując w gardle całkowitą suszę. 


Nagle podniósł się ze spanikowanym wyrazem twarzy.
- Co się dzieje. - Otworzył szeroko oczy. Nie mogłam nic powiedzieć. Położył rękę na moich plecach, włączając lampkę nocną, która po chwili rozświetliła cały pokój. 


- Jezu.. - Wyjąkał, patrząc na to, jak wyglądam. Jęknęłam, szarpiąc głową na wszystkie strony. Spalam się. Krzyknęłam głośno, odchylając głowę do tyłu, na co aż podskoczył ze strachu. Pochyliłam się do przodu, wymiotując. Krwią. 


Zmarszczyłam brwi, patrząc na rozlewającą się pomiędzy moimi palcami czerwoną ciecz. Co do kurwy? Przełknęłam ślinę łapiąc mocno koszulkę Zayna, który był całkowicie sparaliżowany. - Jedziemy do szpitala. - Warknął, wstając szybko z łóżka.


- Nie! - Wrzasnęłam jeszcze głośniej, szarpiąc go za rękę. Podciągnęłam się na równe nogi, czołgając i podtrzymując ściany, robiąc przy tym krwawe ślady dłoni. Zawisłam na klamce od drzwi łazienki i odkręciłam lodowatą wodę, która momentalnie zapełniała małą wannę.


 Upadłam na podłogę, czując że spalę wszystko czego dotknę. Wyrzuciłam koszulkę gdzieś na bok i z trudem podniosłam się o poręcz wanny, wchodząc do niej i zakręcając kran. Nie miałam siły na nic. Jęknęłam głośno, otwierając szeroko oczy i usta na ogromną różnicę temperatur. Zanurzyłam się cała, razem z głową, przestając kontaktować. Pożar ugaszony.



                         * Liam' POV *



Otworzyłem drzwi, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Rozejrzałem się po pokoju i ujrzałem Ninę w rogu pokoju, skuloną i zwiniętą w kulkę. Pokręciłem głową, podchodząc do okna i rozsuwając rolety, na co aż się wzdrygnęła, zamykając oczy.






- Nina. - Mruknąłem pod nosem, gładząc ją po ramieniu. - Wszystko będzie dobrze. Musisz naucz..
- Zamknij się! - Nie zdąrzyłem nawet nic powiedzieć bo przerwała mi głośnym wrzaskiem. - Idź stąd, idźcie wszyscy. Zostawcie nas.


Otworzyłem szeroko oczy, wycofując się, gdy posłała mi wzrok pełen wściekłości. Nie wiem co się z nią dzieje, ale to nie jest normalne. Nabrałem głośno powietrza i wypuściłem je dopiero gdy byłem za drzwiami, prowadzącymi do jej pokoju. To było na prawdę przerażające. Nas? Czy ona zaczyna wariować? Złapałem się za głowę, patrząc przed siebie pustym wzrokiem.



                          * Niall' POV * 



Złożyłem ręce przed sobą, wzdychając i powoli stawiając kroki do wyjścia z cmentarza. Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego ktoś przynosi tu tyle białych róż? Czy to Nina? Pokręciłem głową ze zdekoncentrowaniem i schowałem dłonie w głębokich kieszeniach bluzy, wcześniej zarzucając kaptur na głowę. 


Bez Louisa życie nie jest takie samo jak wcześniej. Zawsze nas wszystkich rozśmieszał.. nawet w jakichś dramatycznych sytuacjach. Często się na niego wkurzałem przez jakieś głupie drobnostki. Teraz tego żałuję, ale skąd miałem wiedzieć że on... 


Przęknęłem głośno ślinę, przymykając na chwilę oczy i kolejno stawiając stopy na twardym, szarawym chodniku. Pamiętam jak kiedyś szliśmy tędy z.. na chwilę uśmiechnęłem się do siebie by zaraz potem opuścić kącki moich ust w całkowicie odwrotną stronę, uświadamiając sobie że Louisa nie ma i już nigdy nie będzie. 


Zatrzepotałem rzęsami, próbując odgonić łzy. Ja nie płaczę. Nigdy. Zidentyfikowałem wzrokiem jakąś grubą gałąź, leżącą obok krawężnika i kopnąłem ją z całej siły. To był dobry człowiek. Czasami wkurwiający, ale dobry.



                          * Alice' POV * 






Zamrugałam kilkukrotnie oczami, kręcąc głową, gdy poczułam ciepło na prawym policzku. Było dobrze... a po chwili jeszcze lepiej, bo zobaczyłam jego piękne, szeroko otwarte oczy wpatrujące się w każdy najmniejszy skrawek mojej twarzy. 


Uśmiechnęłam się lekko, kładąc moją dłoń na jego, a on odetchnął z ulgą. Co się stało? Zmarszczyłam brwi, oglądając się wokół. Wszystko było w jak najlepszym porządku, tylko... na ścianie były czerwone ślady dłoni. Czy to krew? Przęknęłam głośno ślinę, podnosząc się na łokciach i przypominając sobie wszystko.



____________________________________________




wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 37




                                  ...



"Czemu tylko Ja rozpaczam? 
Jak mam z tym żyć? 

Czy nie lepiej 
przerwać nić? 
Powstrzymać choć trochę 
to zło, które mnie otacza? 
Ale czy przypadkiem 
z drogi nie zbaczam?"
             


                         * Nina' POV *



Lou. Pomocy. Nie radzę sobie bez ciebie. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam, ale bez przerwy wszyscy mnie pilnują. 


Chciałabym być tam teraz z tobą, gdziekolwiek jesteś. Dlaczego mnie zostawiłeś? Muszę iść z tobą?? To chyba jedyne wyjście. Dlaczego odeszłeś?






Pociągnęłam nosem, pisząc długopisem kolejne słowa na kartce papieru. I tak nigdy tego nie przeczyta. Jest o wiele gorzej niż przedtem. Nie potrafię żyć bez niego. Po prostu nie umiem.


Nie wiem gdzie podziewa się Alice, ale nie ma jej tu. Nie widziałam jej. Nie słyszałam jej głosu, od twojego pogrzebu. Czy ją też stracę? Tak jak ciebie? 



Westchnęłam, przymykając na chwilę oczy i chowając list do szuflady. Akurat w momencie jej zamknięcia, w drzwiach pojawił się Liam. 


Wcale nie zobaczył niczego nowego. Jest ze mną coraz gorzej i on dobrze o tym wie.



- Nina. - Westchnął cicho, podchodząc do mnie i klękając przy moich kolanach, łapiąc za dłonie. - Nina, weź się w garść.- Pokręcił głową z opiekuńczym wyrazem twarzy. 






- Jego już nie ma i musisz się z tym pogodzić. Musisz od początku nauczyć się żyć. - Przeniosłam wzrok na ścianę nad jego głową, czując zbierające się w oczach łzy. - Musisz być silna. - Mruknął, całując wierzch mojej dłoni i wychodząc z pokoju, zostawiając mnie samą. 



To nie jest wcale takie proste. Po policzku spłynęła mi łza. Podniosłam kolana pod brodę, myśląc nad sensem życia, którego za nic nie mogłam znaleźć. On był moim sensem życia.






                        * Alice' POV * 



Złapałam się za głowę , ciężko oddychając. Boli. Mimo chłodu panującego na zewnątrz i prawie całkowicie zsuniętego okienka w samochodzie, było mi bardzo gorąco, a po moim czole spływały kropelki potu. 



Piekły mnie oczy, a mój mózg dosłownie płonął. Co jest?
- Wszystko w porządku? - Spytał zaniepokojony Zayn, na chwilę odrywając wzrok od jezdni.


- Tak, tak. - Mruknęłam szybko, przełykając ślinę i przecierając twarz dłońmi. Palę się. Jęknęłam cicho, wykrzywiając twarz z bólu.


- Nie. Co się dzieje? - Odparł przerażony.
- Głowa. Płonie. Boli. - Wydusiłam, czując że prawie zieję ogniem. 
- Zawieźć cię do szpitala? - Spytał otwierając szeroko oczy.






- Nie! - Wrzasnęłam, podnosząc się lekko  na siedzeniu. - Wtedy nas znajdą. Muszę się... po prostu przespać... ale... tu jest strasznie niewygodnie. - Z trudem wymawiałam słowa, wijąc się z bólu na siedzeniu pasażera.


- Już jesteśmy. Wytrzymaj jeszcze trochę. Właśnie wjeżdżamy na parking. - Mówił szybko, z paniką w głosie. - Na pewno nic ci nie będzie?


- Nie. Muszę tylko się przespać... - Pokręciłam głową, przygryzając mocno wargę.
- Nie wydaje mi...
- Nic. Mi. Nie. Jest. - Wysyczałam przez zęby, patrząc na niego złowrogo.
- Dobra... Jak chcesz. - Pomógł mi wyjść z samochodu i wynajął pokój. 



Recepcjonistka dziwnie się na mnie patrzyła, za co spiorunowałam ją wzrokiem. Przecież nie umieram. Chyba. 


Gdy tylko znaleźliśmy się w naszym pokoju hotelowym, od razu padłam na łóżko, zrzucając całą kołdrę na podłogę. Po kilku chwilach, już nie reagowałam na nic, bo odpłynęłam.


  
                         * Zayn' POV *



Na prawdę boję się o Alice. Zachorowała? Niby upiera się że nic jej nie jest, ale przecież każdy debil zobaczy że nie może wytrzymać z bólu i jest ciężko chora. 


Nikt nie zachowuje się tak gdy ma zwykłą grypę. Zdecydowanie nie. Jest cała oblana potem, mimo zimnego wiatru na dworze i jej cienkiego podkoszulka. 


Nie wiem co jej jest, ale bardzo się martwię. Na pewno nie przejdzie jej, gdy się obudzi. Może mi wmawiać co chce, ale nie jestem głupi. 



Przęknęłem ślinę, głaszcząc ją po głowie. Co chwila się wierciła i jęczała przez sen. Na jej twarzy widniał grymas bólu. To na prawdę chyba coś poważnego, ale nie możemy jechać do szpitala. 


Szybko nas znajdą i zabiją. Przymknęłem na chwilę oczy, po chwili kładąc się obok niej i obejmując jej drobne ciało, żeby się tak nie rzucała.


 Pocałowałem ją we włosy i westchnęłem cicho, patrząc w ścianę pustym wzrokiem. Musimy to wszystko przetrwać. Nie znajdą nas. Na pewno.



- Wszystko będzie dobrze. - Szepnęłem, przełykając ślinę. - Przejdziemy przez to razem. - Zamknęłem oczy, ściskając ją mocniej w swoich ramionach. Nie jestem sam. Mam moją księżniczkę.



                         * Harry' POV *



Podniosłem się lekko, zmieniając pozycję i siadając na trawie. Nogi mnie już bolą od tego kucania. Zayn kazał mi obserwować jego dom i wysyłać smsy z bieżącymi informacjami. 


Jak na razie cały czas jest tak samo. Pełno ludzi Ricka, krąży wokół domu dzień i noc, co jakiś czas się zmieniając. 



Czy oni są na prawdę tak bardzo głupi, aż myślą że Zayn od tak przyjedzie sobie do domu, wiedząc o ścigających go bandziorach? Prychnęłem cicho, podnosząc lornetkę na wysokość oczu.


 Ciągle to samo. Jakby nie mieli niczego ciekawszego do roboty tylko chodzenie naokoło cudzego domu. Czy oni w ogóle kiedykolwiek sobie odpuszczą? 


Wątpię, że pozwolą Zaynowi od tak zapłacić zaległy dług, skoro już chcą go zabić. Bądźmy jednak dobrej myśli. Zayn musi zdobyć te pieniądze i oddać je Rickowi. Innego wyjścia jak na razie nie widzę.



___________________________________________






poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 36




                         * Liam' POV *



- Nina, chodź. - Powiedziałem już któryś raz z kolei, wzdychając z niecierpliwością i patrząc na nią ze współczuciem.
- Nie, Liam. Jeszcze chwilę. - Wyszeptała klękając przy nagrobku, ze łzami w oczach. 






Mimo że minęły już ponad trzy tygodnie od pogrzebu, ona przebywa przez większość czasu właśnie tutaj. - Proszę.- Spojrzała na mnie błagającym wzrokiem.


- Jesteśmy tu już od dwóch godzin. - Powiedziałem, kopiąc mały kamyk, przede mną.
- Proszę. - Powtórzyła, na co ja przytaknęłem lekko głową, a ona wróciła do wpatrywania się w zdjęcie. 


Nie wiem jak ona to wszystko wytrzymuje. Kochała go całym sercem. Był dla niej wszystkim. Przeczesałem włosy dłonią i podszedłem do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu.


 Przeniosła swój wzrok na mnie, wstała, podtrzymując się o moje ramię i rzuciła kolejną białą różę na stertę innych. Codziennie przynosi nową. Był to ich ulubiony kwiat. Obojga. Louis przyniósł jej białą różę na pierwszą randkę.






- Wszystko będzie dobrze. - Powiedziałem, uśmiechając się lekko, na co ona kiwnęła głową w górę i w dół, ostatni raz odwracając się w stronę nagrobku.



                         * Alice' POV * 



- Ile mamy? - Spytałam poważnie, siadając na łóżku. Po chwili Zayn uczynił to samo, wyrzucając z portfela całą kwotę którą posiadaliśmy.


- Wystarczy na jeszcze jakieś dwa, trzy tygodnie. - Odparł, drapiąc się po brodzie. Przełknęłam głośno ślinę, przybliżając się do niego i wtulając w jego rozgrzany tors. - Wszystko będzie dobrze. Mamy siebie. - Mruknął, całując mnie w czubek głowy.






- Jak długo musimy się jeszcze ukrywać?. - Bąknęłam bawiąc się końcem jego koszulki.
- Nie wiem. Tak długo jak będziemy musieli. - Powiedział, gładząc mnie po włosach. - Nie bój się. Wymyślimy coś.


      
                                ***



Powoli stawiałam kroki po twardej ziemi, co chwila łamiąc jakieś patyki pod sobą. Postanowiliśmy z Zaynem wyjść na spacer. 






Od kilku tygodni siedzimy większość czasu w pokojach hotelowych. Nie jesteśmy teraz w pełni bezpieczni, ale myślałam że tu mają małe szanse znalezienia nas. 


Obejrzałam się do tyłu, sprawdzając czy nadal idzie za mną, ale nie było go tam. Myliłam się. Co do cholery? Serce zaczęło bić mi bardzo szybko. Niemal je słyszałam, w tej otaczającej mnie ciszy. 


Oddychałam ciężko, z przerażeniem patrząc w każdą stronę. Słuch nagle mi się wyostrzył, sprawiając że słyszałam każdy najmniejszy szmer. Nagle usłyszałam łamanie gałęzi gdzieś z tyłu. 


Gwałtownie się odwróciłam, widząc jakiegoś faceta, przykładającego Zaynowi nóż do gardła i drugiego, stojącego przed nim. Otworzyłam szeroko oczy, napotykając jego spanikowany wzrok. Nie widzą mnie. Myśl, Alice. 


- Ale tato. Do czego może mi się to przydać. - Mruknęłam przewracając oczami.
- Zaufaj mi. Wszystko jest możliwe. - Uśmiechnął się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 


- Słuchaj teraz uważnie. Pokarzę ci coś nowego. - Mruknął cicho, podchodząc do mnie i obejmując ramieniem, wyciągając rękę przed siebie.- Patrz. Wyobraź sobie że ktoś, kogo za wszelką cenę chcesz uratować, jest w niebezpieczeństwie...


Zayn.


... Tą osobę atakują dwie inne...


Dokładnie.


... Nie możesz być zauważalna... 


Przęłknęłam ślinę, szybko chowając się za pobliskim drzewem.


... Wtedy musisz odwrócić ich uwagę...


Potrząsnęłam głową, przymykając oczy i próbując coś wymyśleć. Złapałam za jakiś kamień, leżący obok mojej nogi i rzuciłam go trochę dalej niż byli.


... Musisz działać szybko. Podbiegnij do jednego z nich, stojącego bliżej od tyłu i mocno dźgnij go palcami dokładnie w to miejsce. - Odparł, wskazując na konkretne miejsce w mojej szyi...


Zrobiłam to, co mówił głos w mojej głowie, obserwując jak mężczyzna pada na ziemię.


... Drugiemu wyrwij z dłoni broń albo nóż, przykładając mu go do brody i odepchnij jego ofiarę...


Kilka razy mrugnęłam oczami, ze zdenerwowaniem obezwładniając drugiego kolesia i odpychając od niego Zayna. Oddychałam ciężko, ze strachem przenosząc wzrok właśnie na niego. 


Patrzył na mnie kompletnie zszokowany, nie mając pojęcia co zrobić. Nie wiedział że tak potrafię? Fuknęłam pod nosem, robiąc z moim przeciwnikiem to samo co z poprzednim.


- Skąd ty to..Gdzie? Jak? - Pokręcił głową, wytrzeszczając oczy. - Dobra. Nie ważne. Szybko. - Złapał mnie za rękę, biegnąc w stronę hotelu. Spakowaliśmy swoje rzeczy i wyjechaliśmy. Znowu. Ten spacer to jednak nie był dobry pomysł. Oni są wszędzie.



__________________________________________







sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 35


                   
                            * Muzyka *


                          * Alice' POV *



Gdy Zayn wyszedł z łazienki, chyba myślał że śpię, bo strasznie wolno kładł się na ten materac. Westchnęłam cicho i odwróciłam się, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, a on obiął mnie ramieniem.



- Myślałem, że śpisz. - Mruknął cicho.
- Jak widać, nie śpię. - Szepnęłam, palcem kreśląc jakieś znaczki na jego brzuchu. 
- Tak bardzo cię kocham. - Powiedział gładząc mnie po włosach.


- Wiem, ale dlaczego mówisz mi to właśnie teraz? - Spytałam zaskoczona, uśmiechając się lekko.
- A dlaczego nie?


- Nie wiem. - Przęknęłam ślinę, przejeżdżając po jednym z jego tatuaży. Nie widziałam go wcześniej. - Kiedy go zrobiłeś? - Spytałam, wskazując na duże serce na jego biodrze.


- Jakiś tydzień temu. - Odparł, gładząc moją dłoń. Popatrzyłam na niego niepewnie.


- Czemu akurat serce? - Podniosłam lekko jeden kącik ust do góry, rozszerzając oczy i obserwując jego piękne tęczówki, wpatrujące się w moje.



- Zrobiłem go dla ciebie. - Powiedział, przygryzając wargę, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Serio? - Spytałam, na co przytaknął głową.


- On.. Zostanie ci do końca życia i ...
- Tak długo jak będę cię kochał. - Przerwał, gładząc dłonią po moim policzku. 


Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Na prawdę nie wiedziałam co mam w tym momencie powiedzieć.
- Też chcę tatuaż. - Odparłam bez zastanowienia.


- Ty? Jaki? - Zdziwił się lekko.
- Nie wiem. Chcę go zrobić dla ciebie. Żebym miała go tak długo, jak będę cię kochała. - Mruknęłam, a w jego oczach pojawiły się isierki. Pokręcił głową i obrócił nas tak, że teraz byłam pod nim. Pocałował mnie.

                                  ***






Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju i westchnęłam głośno, podnosząc się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na krzesło, stojące obok mnie, na którym leżał jakiś koc, więc wykorzystałam go do tymczasowego owinięcia się. 


Gdy wstałam na równe nogi, wyrywając się z uścisku Zayna, nagle zakręciło mi się w głowie i prawie upadłam. To pewnie przez to że za szybko wstałam, albo przez pogodę.


 Wyjęłam z walizki świeże ubrania oraz bieliznę i skierowałam się do łazienki. Gdy wróciłam, Zayn już nie spał. Leżał w samych bokserkach na łóżku.


- Może byś się ubrał? - Powiedziałam, siadając obok niego.
- Przecież się ubrałem. - Mruknął cicho, nie odrywając wzroku od telefonu.


- Taa, jasne. - Warknęłam, wypychając mu go z rąk i opierając brodę na jego brzuchu. Popatrzył na mnie morderczym wzrokiem, po chwili jednak, zmieniając go na ten pełen miłości. 


Wiem, że nie potrafi się na mnie gniewać dłużej niż pięć sekund. Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam się do góry, muskając jego usta swoimi. 



- Na jak długo możemy tu zostać? - Spytałam cicho. Nie odpowiadał przez kilka sekund, patrząc mi w oczy.
- Nie wiem. Na tak długo ile możemy. - Odparł niepewnie.


- Czyli?
- Tydzień, może trochę więcej. - Westchnęłam ciężko, kręcąc głową.
- Co oni nam zrobią jak nas znajdą?
- Zabiją. - Odpowiedział, na co fuknęłam głośno, zamykając oczy. 


- Kończy nam się kasa. Wystarczy może na miesiąc, wliczając w to opłaty za hotel. W pośpiechu mało wziąłem z domu, a nie mogę tam wrócić. Z tego co wiem, już od pół godziny po naszej ucieczce go obserwują. - Powiedział poważnie.


- Co więc zrobimy? - Podniosłam na niego brwi.
- Nie wiem. Wymyślimy jeszcze coś. Musimy działać sami, nie możemy się z nikim kontaktować. - Przytaknęłam lekko głową.


- Dlaczego on cię tak właściwie szuka? - Spytałam niepewnie, na co przeklnął pod nosem.
- Nie oddałem mu kasy. - Przetarł twarz dłonią ze zdenerwowania.


- Za co? - Podniosłam brwi w zaskoczeniu. To musi być coś poważnego.


- Za narkotyki, Alice.


____________________________________________







Przepraszam że taki strasznie krótki ;c obiecuję że następne będą dłuższe! Jeśli chodzi o ogólne sprawy tego opowiadania... zbliżamy się do końca pierwszej części. Tak, dobrze widzicie. Będą dwie części, może więcej... to zależy od was ;) tak czy inaczej, pierwsza część kończy się wraz z rozdziałem czterdziestym, więc to już prawie koniec. Myślę że możecie się troche zdziwić jeśli chodzi o dalsze losy naszych głównych bohaterów ;D Bye ;* Kocham was i oczywiście dziękuję za pięć tysięcy wyświetleń oraz Kate Rose za komentarze <3



piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 34



Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. W książkach nie zawsze są szczęśliwe zakończenia, ale jeśli bardzo w coś wierzysz, może się udać.


Możesz być szczęśliwym. Nie musisz tracić każdej najważniejszej osoby w twoim życiu. Możesz ich chronić. 


Czasami los daje ci drugą szansę, a wtedy musisz ją dobrze wykorzystać, bo inaczej wszystko się posypie.



                         * Alice' POV *



- Niech mi pan powie, proszę. Co z nim? Już wiadomo? - Zasypywałam go pytaniami.


- Tak. - Wreszcie... - Już tak. On...
- Na prawdę bardzo mi przykro, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale on... nie żyje. - Stanęłam w bezruchu, patrząc na niego jak na debila i przechylając głowę w bok, a w oczach gromadziły mi się łzy, podczas gdy Nina po prostu zwariowała.





Udeżała dłońmi w ścanę i wydzierała się wniebogłosy, topiąc we własnych łzach, po czym wbiegła przez drzwi do sali, w której leżał Lou.


 Lekarz coś do niej krzyczał i pobiegł za nią, ale ja nie słyszałam nic. Wszystko było zamazane. W uszach słyszałam tylko jedno wielkie piszczenie, przeplatane jedną piosenką. 


Oooh, oooh be my baby, oooh, oooh be my baby, and i look after you.


Ktoś szturchnął mnie w ramię, ale nie przejęłam się tym. Stałam tam jak kołek, patrząc na smutnych ludzi. Dlaczego płaczą? Przecież on kłamał. Żartował. Nie wierzę. Nie nabiorę się. Parsknęłam śmiechem, upadając pod ścianę. Louie.


                                    *


- Ile masz lat? - Spytałam z ciekawości. Wyglądał na trochę starszego zarówno ode mnie jak od Liama.
- A co? Wyglądam aż tak staro? - Zaśmiał się a ja razem z nim.
- Nie.
- Dwadzieścia dwa a ty? - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Siedemnaście.
- Serio? Wyglądasz na młodą ale nie sądziłem że aż tak. - W tym właśnie momencie wszedł Liam z talerzem pełnym kanapek i trzema kubkami cherbaty.
- O czym gadacie? - Spytał.
- O tym jak bardzo Louis jest stary a ja młoda - Odparłam śmiejąc się.


                                    *

Próbuję być silna, ale moje oczy mnie zdradzają. Łzy wypływają same. On był taki dobry dla Niny. Mieli być razem do końca. Mieli żyć długo i szczęśliwie. Mimo że należał do jakiegoś gangu. 


Był dobrym człowiekiem. Tak samo jak Zayn. Chciałabym cofnąć czas. Mogłabym zrobić wszystko. Przed oczami wyświetlają mi się najlepsze wspomnienia z nim. Ale to przecież nie przywróci mu życia.
  

To jest ten czas, w którym czuję się jakbym była w kawałkach. Znowu to samo. Miałam być silna. Miałam nie płakać. Nie wyszło. Rozpadłam się. Jego nie ma. 


Nie powie jakiegoś głupiego żartu. Nie przytuli mnie tak, że nie będę mogła oddychać. Nie będzie rozśmieszać mnie tymi swoimi głupimi minami. 


   


Nie będzie mieć ze mną tych momentów braków z dzieciństwa. Może czas dorosnąć? Straciłam już dwie osoby. Kto będzie następny?


                                   ***


- Właśnie! To dla ciebie. - Chwilę szukał czegoś w kieszeni i wyjął z niej ciemne pudełko.
- Z jakiej to okazji? - Spytałam zaskoczona.
- Z żadnej. To po prostu.. Na znak naszej przyjaźni. - Uśmiechnął się szeroko.


- Ale ja.. nie mogę tego przyjąć. - Odparłam zmieszana.
- Proszę. - Zrobił minę zbitego pieska, więc nie mogłam mu odmówić. Otworzyłam opakowanie i wytrzeszczyłam szeroko oczy na widok przecudownej czarnej bransoletki.


- Jejku. Jest piękna. - Rozmarzyłam się. - Tylko.. Gdzie ja ją ubiorę? Na pogrzeb? - Powiedziałam żartobliwie.
- Tak, na mój. - Wszyscy zaczęliśmy się śmiać jak opętani.
- Pewnie do tego czasu ją zgubię. - Szturchnęłam go w ramię.
- Nawet nie próbuj.


Stałam i obejmowałam ramieniem płaczącą Ninę, patrząc się raz na czarną bransoletkę, raz na nagrobek. Nie zgubiłam jej, Lou. Po moim policzku spłynęła łza. Wspomnienia dawały o sobie znać. Przed oczami wyświetlał mi się tylko jeden obraz.






Spojrzałam na Zayna, który stał obok mnie z poważną miną, wpatrując się pusto w przestrzeń. Obwinia się o jego... śmierć, bo pozwolił mu wziąć udział w tym wyścigu, ale to przecież nie jego wina. Nie wiedział, że wydarzy się taka tragedia. 


Poklepałam go po ramieniu, uśmiechając się lekko w jego stronę, co nie było zbyt proste w tych okolicznościach, ale odwzajemnił go. Pogładziłam dłonią plecy Niny, odsuwając się od niej i ścierając jej łzy kcukami.


- Wszystko będzie dobrze. - Szepnęłam, całując ją w czoło i podchodząc do Zayna.
- Jedziemy? - Mruknął cicho, na co przytaknęłam lekko idąc za nim i ostatni raz obracając się do tyłu, by spojrzeć na nagrobek z napisem:


 " Louis Tomlinson, ur: 24.12.1991 r.  zmarł : 06.07.2014 r. Śmiercią tragiczną "


i zdjęciem jego uśmiechniętej twarzy. Znowu się rozpłakałam, ale szybko podbiegłam do Zayna, doganiając go.


                                ***


Rozejrzałam się wokół, widząc zupełnie inny hotel, w podobnym miejscu. W środku lasu, ale ładniejszy na zewnątrz, co nie oznacza, że są to jakieś luksusy, bo uwierzcie mi. Nie są. 


Pokręciłam głową, poprawiając kapelusz na głowie i zmierzając za Zaynem do środka. Wynajął pokój i weszliśmy do środka stwierdzając, że nie jest taki zły. Lepszy niż tamten. 


Zdjęłam buty i rzuciłam je byle gdzie, wyciągając koszulkę i bieliznę z walizki.
- Od kiedy z ciebie jest taka bałaganiara? Hm? - Spytał Zayn patrząc raz na buty raz na mnie. 


- Od kiedy na niczym mi nie zależy. - Warknęłam, kładąc kapelusz na łóżku.
- Na mnie też? - Spytał, podnosząc brew. Odwróciłam się przodem do niego, patrząc prosto w oczy.


- Powiedziałam niczym, nie nikim. - Odparłam mrugając oczami, zsuwając zamek od sukienki w dół, która spadła mi do kostek i idąc do łazienki. Wzięłam prysznic i wyszłam, ubierając koszulkę na bieliznę i rzucając się na łóżko.





_______________________________________________


Proszę bardzo ;) na życzenie mojej anonimowej czytelniczki <3



czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 33




                        * Alice' POV * 



Bądź silna. Nic nie jest w stanie cię złamać. Nic nie jest w stanie zrobić ci krzywdy psychicznej. 


Nikt nie jest w stanie cię rozgryźć. Nikt nie jest w stanie cię znaleźć. Bądź przebiegła. Bądź zmienna. Bądź najlepsza. Masz siłę. Masz władzę.


 Otworzyłam szeroko oczy, wdychając łapczywie powietrze. Cisza. Słyszę swój oddech. Słyszę, że żyję. Nikt nie ma ze mną szans. Nie ma go. Musisz pokonać wszystko. Jesteś twarda.


                                ***


- Wreszcie. - Warknęłam wstając gwałtownie z łóżka i podbiegając do Zayna, gdy ten otworzył drzwi i wszedł do środka po długiej nieobecności. 
- Taa. Jedz. Ja nie jestem głodny. - Mruknął opadając na łóżko i zakrywając twarz dłońmi.


- Co jest? - Usiadłam obok niego, kładąc torbę na krześle. - Hm? - Zabrał ręce i popatrzył na mnie z przejęciem.
- To przeze mnie. - Odparł, a ja podniosłam rękę, gładząc go po policzku.


- Ale co?
- To wszystko. Musisz przechodzić przez to wszystko przeze mnie. Uciekać. Siedzieć w takiej dziurze. Nie zasługujesz na to. - Bąknął, kładąc jego dłoń na mojej.



- Przestań. - Parsknęłam, wzdychając ciężko i przełykając ślinę. - Wytrzymam to. Przeszłam już przez jedną straszną rzecz. - Powiedziałam, na co uniósł pytająco brew.


- Mój ojciec. Nie zastanawiałeś się nigdy, gdzie jest? 
- Nie żyje.
- Skąd wiesz? - Spytałam zaskoczona.
- Zgaduję. Przykro mi. - Odparł, na co sztucznie się zaśmiałam. 


- Głupia gadka. - Warknęłam wstając i chwytając za jakąś bułkę z torby.
- Dobra, sorry, ale na prawdę mi przykro.- Wstał z łóżka i złapał mnie za biodra.
- Weź mnie zostaw, zboczeńcu. - Powiedziałam przeżuwając kawałek bułki, na co zaczął mi się śmiać w ramię. 



- Louis ma dzisiaj wyścig. Muszę tam jechać, jako lider gangu. - Mruknął cicho. Zaraz. Jaki wyścig?
- Nie mówiłeś mi o żadnym wyścigu. Louis też się ściga?


- Taa.. Wszyscy ode mnie się ścigają. - Odpowiedział, odsuwając się. 
- Długo cię nie będzie? 
- Za godzinę jadę. Nie wiem ile to będzie trwało.





                               ***


Leżałam na łóżku, robiąc coś w telefonie i z bólem serca odrzucając każde połączenie. Zarówno od mojej matki jak od Liama, Niny i Louisa. Mają prawo się o mnie cholernie martwić. 


Nie ma mnie już kilka dni i pewnie jeszcze długo nie będzie. O ile w ogóle tam wrócę. Westchnęłam głośno, słuchając tykania zegara i swojego własnego oddechu. 


Przed sobą, poza ciemnością, widziałam tylko cienie drzew, rozświetlone przez latarnię, wpadające do pokoju przez okno. 



Przymknęłam oczy, ale nie na długo. Nagle drzwi otworzyły się, tak gwałtownie, że aż prawie wysadziło je z zawiasów. 


Podniosłam się w jednej sekundzie, zaświecając światło w pokoju. Do pokoju, jak burza wparował Zayn, łapiąc się za głowę.


- Jedziemy. Pakuj się! Szybko!! - Wrzasnął na mnie, że aż poskoczyłam. Miał w oczach łzy. On nigdy nie płacze.
- Co się stało? - Spytałam, ogromnie przerażona, pakując swoje rzeczy w ekspresowym tempie. 


- Szybko. - Powiedział tylko, łapiąc za obie rączki naszych walizek i szybko zamykając za nami drzwi, zaczął biec w stronę recepcji, ciągnąc za sobą walizki. 


Rozszerzyłam oczy, biegnąc za nim. Praktycznie rzucił klucze w stronę lady, bo było już zapłacone wcześniej. 



Wpakował walizki do bagażnika i wskoczył do samochodu. Ledwo zdążyłam do niego wejść, a już jechaliśmy.
- Zayn, powiedz mi! - Krzyknęłam, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Nie odpowiedział.


 Po jego policzkach spływały łzy. Co do cholery?! Jechaliśmy, aż zatrzymaliśmy się przy jakimś szpitalu. Że co?! 


Otworzyłam szeroko oczy i wybiegłam z auta, razem z Zaynem biegnąc do recepcji szpitala.



- Gdzie jest Louis Tomlinson?! - Jezu. Zaczęłam płakać, biegnąc w stronę, wskazaną przez kobietę za biurkiem. W oddali korytarza spostrzegłam Ninę. Siedziała pod ścianą, głośno płacząc, nie przejmując się innymi ludźmi. 


Podbiegłam do niej i przytuliłam ją mocno. Z moich oczu wypływał wodospad łez.
- Alice! - Wrzasnęła, obejmując mnie ramionami. - Lou! On... - Z trudem składała słowa w całość, dlatego szybko ją uciszyłam.


- Jezus, Nina. - Wyszlochałam z przerażeniem, gładząc ją dłońmi po plecach.
- Rozbił się! Ja mu nie pozwalałam! Sam pojechał! - Wykrzyczała mi prosto do ucha, głośno szlochając. Spojrzałam w bok, na kucającego pod ścianą Zayna. 



Zakrył twarz dłońmi, a z pomiędzy palców spływały mu krople łez. Kurwa. Wieka gula utworzyła się w moim gardle. Dławiłam się własnymi łzami. Nie.


                                 *


- Też tęskniłam! - Wyjąkałam przez śmiech, odsuwając się od niego. - Jak ty wyrosłeś! Dopiero zmieniałam ci... Dobra, może nie. - Powiedziałam, na co wybuchnął niepochamowanym śmiechem, dźgając mnie w brzuch. 


                                  *


Nie mój Louie. Pokręciłam głową, mocząc Ninie włosy moimi łzami, ale jej to w ogóle nie obchodziło. Nie teraz. 
- Co z nim? - Usłyszałam głos Zayna gdzieś z boku. Rozmawiał z lekarzem?


- Jeszcze nic nie wiadomo, ale narazie wszystko jest pod kontrolą. - Odparł, dając nam nadzieję. Oby wszystko było dobrze. Proszę.
  

                                ***


Siedziałyśmy w takiej samej pozycji, tylko że już nie płakałyśmy, od jakichś kilku godzin. Lekarz cały czas odpowiadał nam to samo. Ja na prawdę nie chcę stracić kolejnej osoby. 


Nie załamałabym się, nie teraz, ale Nina tak. Boję się o nią. O mój boże... ale Louie? Czym on sobie na to zasłużył? Jest dobrym chłopakiem... moim przyjacielem. 





On nie może umrzeć. Jeszcze nie teraz. Przecież on ma dopiero dwadzieścia dwa lata. Lekarz w końcu ponownie wyszedł na korytarz.


- Niech mi pan powie, proszę. Co z nim? Już wiadomo? - Zasypywałam go pytaniami.
- Tak. - Wreszcie... - Już tak. On...


_________________________________________




wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 32

                  


                         * Alice' POV *



- Cześć ślicznotko. - Powiedział wyższy, napakowany koleś, uśmiechając się w moją stronę, tymi przerażającymi, złotymi zębami. Musiał być bogaty, jeżeli stać go na takie rzeczy, ten drugi był łysy i miał kilkadziesiąt tatuaży, ale w tym momencie jakoś mnie to nie obchodziło, zważając na to, że ogarnął mnie ogromny strach. 


Ci kolesie wyglądali bardzo groźnie. Jeden z nich , ten niższy, ale i tak wyższy ode mnie, miał wielką bliznę na policzku i był bardzo umięśniony. - Czy wiesz może gdzie jest Zayn Malik? - Spytał, podnosząc brew. Teraz to już się boję nie na żarty.


 Zayn? Jezu.. W co on się wpakował? Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że jednemu z nich, z kieszeni wystaje broń. Przęłknęłam ślinę, otwierając szeroko oczy. Myśl, myśl.


- Zen? N-nie znam nikogo o ... takim.. imieniu. - Jąkałam, plącząc się we własnych słowach, na co jeden z nich się zaśmiał.
- Serio? Nie bój się mała, nic ci na razie nie zrobimy. Chcemy tylko wiedzieć gdzie jest Malik. - Odparł drugi, robiąc obojętny wyraz twarzy. Na razie? O matko. 



Przymknęłam na chwilę oczy, przybierając pewny siebie wyraz twarzy. Tata mnie tego uczył. Zupełnie jakby wiedział, że taka sytuacja będzie miała kiedyś miejsce. 


Nie daj tego po sobie poznać, Alice.


- Ja na prawdę go nie znam. Nie wiem o co wam chodzi, ale u mnie go nie znajdziecie. - Warknęłam, przez kilka sekund mierząc się z groźnym spojrzeniem tego niższego.


- Ona chyba na prawdę nic nie wie, Rick.- Powiedział nagle, przenosząc wzrok na faceta ze złotymi zębami. Utrzymywałam tą samą udawaną maskę przez cały czas.


- Darujemy ci mała. Ale jeżeli kłamiesz, to będzie z tobą źle. - Powiedział drugi, kiwając głową na tamtego, żeby poszedł za nim. Wsiedli do oczywiście drogiego samochodu, odjeżdżając z piskiem opon.





 Zamknęłam głośno drzwi, opierając się o nie i głęboko oddychając, z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w przestrzeń. Co to ma być?! Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Ruszając w stronę schodów, ledwo trzymając się na nogach z przerażenia.


 Kurwa. "Jeżeli kłamiesz, to będzie z tobą źle." Jezu. Wjebałam się w niezłe gówno, prawda? Czy ja też jestem teraz w to wplątana? Na pewno dowiedzą się że kłamałam. Wypuściłam głośno powietrze, trzymając się mocno poręczy.


- Alice, wszystko w porządku?! Kto to był?! - Krzyknęła moja rodzicielka z salonu.
- Tak, tak! - Odparłam szybko. - Nikt... ważny. - Dodałam, biegnąc do swojego pokoju, ściskając mocno telefon w dłoni. Zamknęłam za sobą drzwi, trzęsącymi rękami wybierając numer Zayna.



- Zayn? - Mruknęłam nadal wystraszonym głosem, przełykając ślinę.
- Alice? Co się stało. - Spytał zszokowanym głosem.
- Kt-oś do mnie przyszedł. Było ich dwóch. Pyt-ali o ciebie.. ja... - Jąkałam się, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy.


 Przerwał mi przeklnięciem pod nosem.
- Co mówili? Wiesz jak się nazywali?
- Pytali gdzie jesteś. Powiedziałam im że cię nie znam, a oni że jak kłamię to będzie ze mną źle, i.... - Mówiłam szybko.


- Co ty powiedziałaś?! Przecież oni..
- Wiem jak nazywał się jeden z nich, czekaj.. - Pokręciłam głową, psytrykając palcami i próbując przypomnieć sobie, jak nazwał łysy tego większego.


- Jeden był łysy, a drugi miał na imię... Nick? Nie... Rick! - Przez chwilę nic się nie odzywał, oddychając ciężko. 
- Kurwa. Uciekaj. Nie. Pakuj się. Już! Natychmiast! Zaraz po ciebie przyjadę. Nie możesz tam zostać. Już jadę.- Mówił z paniką w głosie, po czym się rozłączył.



 Co?! Pakować?! Przecież ja nie mogę zostawić mamy... Co ja jej powiem? Ledwo podnosząc się z ziemi, wstałam i szybko wyciągnęłam walizkę spod łóżka, ze łzami w oczach pakując wszystko co wpało mi w ręce. 





Ja piernicze. Co się dzieje?! Z lekką zadyszką, wyczołgałam walizkę wyrzucając ją na trampolinę w ogrodzie, co było dość bezmyślne, ale szybko się stąd wydostanę. Przebrałam się szybko co chwila wycierając łzy. Muszę?


 Ale moja matka... po policzkach lały mi się strumienie łez, więc musiałam przemyć twarz wodą i wytrzeć ją w ręcznik, zanim zeszłam na dół.



- Mamo! Idę do Liama! - Krzyknęłam, starając się znowu nie rozpłakać. 
- Dobrze, tylko nie wracaj późno. - W moim gardle utworzyła się ogromna gula. Westchnęłam cicho, przygryzając dolną wargę, która zaczęła niebezpiecznie drżeć. 


- Okej. - Szepnęłam cicho, otwierając drzwi i biegnąc do ogrodu. Gdybym wzięła tą walizkę normalnie, to narobiłaby dużo chałasu, zważywszy na to, że ma kółka, a ja nie uniosłabym jej nad schodami.


 Zabrałam ją i dociągnęłam do chodnika. Nie ma go jeszcze. Położyłam walizkę płasko, siadając na niej i podpierając rękami brodę. Właśnie w tym momencie dałam upust wszystkim negatywnym emocjom. 


Po jakiejś minucie pod dom podjechało dobrze mi znane auto. Wytarłam łzy wierzchem dłoni, co było dosyć trudne, bo moje policzki całe były zalane łzami. Dobrze że dzisiaj w ogóle się nie malowałam.



 Podniosłam się na równe nogi, w momencie gdy drzwi samochodu się otworzyły. Zayn szybko wpakował walizkę do bagażnika, a ja czekałam na miejscu pasażera, stukając nerwowo w oparcie fotela.


 Nic nie mówiąc, usiadł obok mnie, za kierownicą, ruszając w nieznanym mi kierunku. Bałam się, że już nigdy nie zobaczę mojej mamy, Niny, Liama, a nawet Louisa. Nie chcę tak. 





To wszystko stało się tak szybko. Dopiero siedziałam z mamą przed telewizorem, oglądając nasz ulubiony film... Gdzie my jedziemy? Dokąd uciekamy? Czy my w ogóle będziemy w tym mieście? Czy wrócę kiedykolwiek do domu?


                                ***


- Alice. Obudź się. - Usłyszałam głos Zayna. Otworzyłam oczy, rozglądając się na boki. Nadal byliśmy w samochodzie, ale gdy wyjrzałam przez okno, byłam lekko zaskoczona. 


Wszędzie naokoło były drzewa. My staliśmy na pustym, mikroskopilnym parkingu przed małym hotelem z zadrapanymi ścianami i neonowym napisem. Była też jedna latarnia, która dawała jakiekolwiek oświetlenie temu miejscu. 




Jest noc? Czyli jachaliśmy długo, a to jest równoznaczne z tym, że jesteśmy daleko od Londynu. Będziemy tu mieszkać? - Jesteśmy na miejscu. - Dodał, wysiadając z samochodu, więc zrobiłam to samo, zanim zdążył otworzyć mi drzwi z drugiej strony. 


- Gdzie jesteśmy? - Odchrząknęłam cicho, gdy usłyszałam, że mam zachrypnięty głos, ale szczerze mówiąc, to nic nie dało, bowiem gardło całkowicie mi zaschło.


- Nie musisz wiedzieć. Ważne że tu jesteśmy chwilowo bezpieczni. - Odparł, podając mi butelkę wody. Upiłam łyk, wzdychając z ulgą i oddając mu ją. - Chodź. - Złapał mnie za rękę, ciągnąc mnie w stronę drzwi wejściowych. 


Pomieszczenie z recepcją było bardzo małe i nieszczególnie zadbane, ale czego mogłam się spodziewać, gdy zobaczyłam wygląd zewnętrzny tego budynku? No właśnie. Ściskałam mocno jego rękę, wlokąc się za nim.


- Dobry wieczór. - Powiedziałam uprzejmie, zwracając na nas uwagę jakiejś pani w średnim wieku, siedzącej za ladą.
- Oh. - Westchnęła, lekko dziwiąc się naszą obecnością. - Nie często miewamy tu gości, przepraszam. - Odparła, uśmiechając się w naszą stronę. 


Przytaknęłam lekko głową, odwzajemniając uśmiech. Dobrze że nie pyta o powód naszej wizyty w tym miejscu...
- Wszystko będzie dobrze. - Szepnął Zayn, prosto do ucha, widząc moją zmartwioną minę.


                               ***


Przejechałam dłonią po gładkim materiale poduszki, wdychając nieprzyjemny zapach kurzu. Nie mam wyboru. Muszę tu zostać, bo inaczej może mi się coś stać. 


Zayn napewno w tym momencie wie lepiej gdzie jestem bezpieczna. 
- Dobra, słuchaj mnie teraz uważnie. - Powiedział, patrząc mi prosto w oczy. 
- Okej. - Bąknęłam cicho, na co westchnął, pocierając dłońą o dłoń.


- W żadnym wypadku do nikogo nie dzwoń. Namierzą nas.
- Niby jak? Skąd mają mój numer? - Spytałam zaskoczona.


- Zaufaj mi. - Odparł łamiąc mnie za rękę.- Od teraz nie możesz ufać zupełnie nikomu. Mamy tylko siebie. - Powiedział cicho, obejmując mnie ramieniem i przytulając do swojego boku.


- Rozumiem. 
- Nie wychodź z tego budynku. Nawet tutaj w okolicy nie jest w pełni bezpiecznie. Bądź tylko tutaj. Najlepiej w pokoju. - Przytaknęłam głową, uwalniając jedną, samotną łzę, która spłynęła powoli po moim policzku.





_________________________________________

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 31


UWAGA!!!

NA PRAWDĘ PROSZĘ WAS O KOMENTARZE. NAWET NIE WIECIE ILE ONE DLA MNIE ZNACZĄ. 
ZWYKŁE SŁOWO 'CZYTAM' WYSTARCZY. IM WIĘCEJ JEST KOMENTARZY TYM WIĘKSZĄ MAM CHĘĆ DO PISANIA I ROZDZIAŁY MOGĄ WTEDY POJAWIAĆ SIĘ NAWET CODZIENNIE.


JEŚLI CZYTASZ - ZOSTAW KOMENTARZ



                        * Alice' POV *



Warknęłam głośno, próbując zapamiętywać kroki i dobrze je wykonywać, ale jakoś mi to nie wychodziło. To wszystko przez głowę pełną myśli i ten dziwny sen.


- Wszystko w porządku, Alice? Nie jesteś tutaj. - Odparła Kathy, zwracając się do mnie.
- Nie. Jestem tu, ale po prostu za dużo o czymś myślę. - Mruknęłam stojąc w miejscu i machając rękami na wszystkie strony, spuszczając głowę i wpatrując się w moje buty.





- Czyli cię tu nie ma. Uciekasz myślami. Wróć do nas, Alice. - Powiedziała, uśmiechając się do mnie lekko i wracając do układu. Znowu próbowałam, ale za każdym razem mi nie wychodziło. Po chwili poczułam szturchnięcie w ramię. 


Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Ninę, wpatrującą się we mnie troskliwym wzrokiem.
- Jest okej? - Spytała podejrzliwie.
- Tak. Nie przejmuj się mną. - Powiedziałam, wysilając się na sztuczny uśmiech. Nie mogę jej tego powiedzieć. Wyjdę na jakąś wariatkę. Przytaknęła głową wracając na swoje miejsce.


                             ***


- Koniec zajęć! Możecie już iść! - Krzyknęła Kathy, tak aby każdy ją słyszał. Gdy już wszyscy wyszli z sali, ściągnęłam buty, wykorzystując okazję i włączyłam muzykę, zaczynając tańczyć.





Kiedyś tylko to pomagało mi we wszystkim. Poruszałam rękami i nogami w rytm muzyki, odpływając całkowicie. Chyba nawet zapomniałam gdzie jestem. Kiedy w końcu otworzyłam oczy, gdy piosenka się skończyła, usłyszałam głośne brawa, gdzieś za mną. 


Z przerażeniem, gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam klaszczącą z uśmiechem Kathy i zbierającą szczękę z podłogi Ninę. Że co? One to widziały? O nie! Mogę schować głowę w piasek, którego tu swoją drogą nie ma? 


- Dobra robota! - Powiedziała kobieta, podchodząc bliżej mnie i klepiąc po ramieniu. Co? Przecież ja już nawet zapomniałam jak się tańczy. Pokręciłam głową z dezorientacją, oddychając ciężko.


- T-to ty tak umiesz? - Wyjąkała Nina, garbiąc się trochę i stając obok naszej instruktorki. No pięknie. Otoczyły mnie. Westchnęłam, przewracając oczami.
- Przecież tego nawet tańcem nazwać nie można. - Bąknęłam cicho.


- Żartujesz?! To było... Niesamowite. Chciałabym tak umieć, weź mnie naucz.- Wrzasnęła tak głośno, że zapewne było ją słychać na pół miasta.
- To chyba ty żartujesz... poza tym, tego nie da się nauczyć. 


- Święta racja. Na taki poziom to trzeba już mieć talent. - Wtrąciła Kathy, mrugając do mnie okiem.
- Co? Nie! Nie w takim sensie. Jezu. - Zakryłam twarz dłonią z zażenowania. To zabrzmiało tak, jakbym się chwaliła. Nie. Ale wtopa.


- Dobra, dobra. Idź już się przebrać. Podwiozę cię do domu. - Powiedziała Nina z szerokim uśmiechem na ustach.
- Na prawdę?! Wiesz jak ja cię kocham?- Odwzajemniłam uśmiech, całując ją w policzek i pędząc w stronę szatni, ze świadomością tego, że nie muszę wracać do domu z buta, dwa kilometry.


                             ***


- Co się stało? - Mruknęła Nina, rozkładając się na moim łóżku.
- Nie, nic. Na prawdę. - Bąknęłam, siadając obok niej i oglądając swoje dzisiaj rano pomalowane na fioletowo, paznokcie.


- Taa, jasne. - Przewróciła oczami, wzdychając ciężko. - Lou przyjedzie po mnie za pięć minut. - Dodała, czytając zapewne wiadomość w telefonie. Przytaknęłam lekko głową, ledwo ją słysząc. 


Parsknęła cicho, przeczołgując się bliżej mnie i obejmując ramieniem.
- Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć? Pomogę ci, obiecuję. - Ale ja nie mogę. To nie takie proste. Lepiej żebym z nikim się tym nie dzieliła, mimo tego, że to mnie ogromnie przejeło. 


- Na prawdę. Nic się nie dzieje Nina. - Oznajmiłam, patrząc jej prosto w oczy. Spojrzała na mnie z troską, kiwając na mnie głową. 
- Ten taniec był perfekcyjny. nauczysz mnie? - Spytała z iskierkami w oczach, na co się zaśmiałam.


- Bez przesady. Nie umiem uczyć. - Warknęłam żartobliwie, wstając. Nagle usłyszałyśmy głośne  pukanie do drzwi mojego pokoju, a po chwili zza nich wyłonił się Louis. Już przyszedł? Jak to możliwe, że tego nie słyszałam?


- Cześć Kochane moje! - Krzyknął podchodząc do łóżka.
- Ej! - Nina udała oburzenie.
- No co? - Spytał rozbawiony, całując ją w policzek i dosłownie rzucałąc się na mnie. Zaczęłam się śmiać, przytulając go.




- Jezu.. Tak się stęskniłem, Alice. Dawno się nie widzieliśmy. - Powiedział ściskając mnie jeszcze mocniej i wyłapując mordercze spojrzenie Niny. - To także moja przyjaciółka. - Wystawił jej język, wtulając się w moje włosy. 


- Właśnie! To dla ciebie. - Chwilę szukał czegoś w kieszeni i wyjął z niej ciemne pudełko.
- Z jakiej to okazji? - Spytałam zaskoczona.
- Z żadnej. To po prostu.. Na znak naszej przyjaźni. - Uśmiechnął się szeroko.


- Ale ja.. nie mogę tego przyjąć. - Odparłam zmieszana.
- Proszę. - Zrobił minę zbitego pieska, więc nie mogłam mu odmówić. Otworzyłam opakowanie i wytrzeszczyłam szeroko oczy na widok przecudownej czarnej bransoletki.


- Jejku. Jest piękna. - Rozmarzyłam się. - Tylko.. Gdzie ja ją ubiorę? Na pogrzeb? - Powiedziałam żartobliwie.
- Tak, na mój. - Wszyscy zaczęliśmy się śmiać jak opętani.
- Pewnie do tego czasu ją zgubię. - Szturchnęłam go w ramię.
- Nawet nie próbuj.

- Też tęskniłam. - Wyjąkałam przez śmiech. - Jak ty wyrosłeś! Dopiero zmieniałam ci... Dobra, może nie. - Powiedziałam, na co wybuchnął niepochamowanym śmiechem, dźgając mnie w brzuch. 


Na co upadłam na łóżko, obok Niny, która nie mogła przestać się śmiać.
- Ochroń mnie przed nim! - Krzyknęłam, przytulając się do niej. Miałam już łzy w oczach ze śmiechu. Nagle do Lou chyba zaczął ktoś dzwonić.
Oooh, oooh be my baby, oooh, oooh be my baby, and i look after you.

- Co to za piosenka? - Spytałam zaciekawiona.
- The Fray, Look after you, moja ulubiona. - Uśmiechnął się szeroko, zaczynając śpiewać na całe gardło, próbując mnie wkurzyć.


                              ***


Siedziałam już jakieś dwie godziny, razem z mamą, przed telewizorem, oglądając już drugi film. Chciałyśmy spędzić trochę czasu razem.


- Patrz na to! - Odparła moja rodzicielka, wskazując na śmieszną scenę w filmie, gdy odwróciłam się na chwilę do tyłu, sprawdzając godzinę. Równo osiemnasta czterdzieści siedem. 


Westchnęłam cicho, uśmiechając się lekko, na widok obrazu przed moimi oczami. Wzięłam garść popcornu, z miski, leżącej na jej kolanach i wepchnęłam ją sobie do buzi, powoli przeżuwając prażoną kukurydzę. 


Wyciągnęłam nogi do przodu, rozprostowując je, gdy nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Popatrzyłyśmy po sobie z lekko zdziwionymi minami.


- Spodziewasz się kogoś? - Spytała moja mama, prostując się na kanapie.
- Nie. Pójdę otworzyć. - Mruknęłam, wstawając na równe nogi i kierując się do drzwi. Otworzyłam je i spojrzałam przed siebie, doznając szoku.


_________________________________________





Macie sobie dzisiaj dwa. ;D Szalona ja ^^