Strony

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 21


                     * Alice' POV *


Nie odzywał się przez tak długi czas, że naprawdę zaczęłam się martwić. Z drugiej strony jednak, jestem trochę zła, że to może być prawda. Chyba bardziej się o niego martwię, niż gniewam. Nie wiem co się z nim dzieje, nie daje znaku życia. A jeśli.. Nie. Nie ma mowy. 


Za dużo o tym myślę. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Chyba nawet uzależniłam się od jego osoby. Przesadzam? Nie wiem. Jestem na niego cholernie zła, ale się martwię. Martwię się, że mogło mu się coś stać. Nie mogę przestać o tym myśleć, więc gdy Nina zaciągnęła mnie na lody, nie słuchałam jej w ogóle. Byłam w własnym świecie. Wpatrywałam się pusto w ścianę rozgrzebując łyżką deser lodowy.





- Znowu mnie nie słuchasz. Co się stało? - Mruknęła wzdychając głośno i patrząc na mnie z politowaniem.
- Nic. Przepraszam. Mów dalej, słucham. - Poruszyłam się niespokojnie na krześle, przenosząc na nią swój wzrok.
- Nie jestem ślepa. - Odparła mrużąc oczy. - Co się dzieje? - Podparłam się ręką o podbródek i spojrzałam niespokojnie na wyświetlacz telefonu, sprawdzając czy nie mam jakichś nieodebranych połączeń.. wiadomo od kogo.


- Czy Zayn ma z tym coś wspólnego? - Ona czyta w myślach?
- Dlaczego tak sądzisz? - Spytałam unosząc brew.
- No nie wiem. Cały czas patrzysz na telefon. - Mruknęła spoglądając na mnie z troską w oczach.
- Masz rację. - Bąknęłam ledwo słyszalnie, kręcąc przy tym głową.


                            ***

Siedzę na łóżku, sprawdzając co chwila telefon. Daj chociaż znak życia,  do cholery jasnej. Zaraz mnie szlag trafi. Wiem, że wpatrywanie się bezczynnie w wyświetlacz nic nie da, ale po prostu nie chcę przegapić ewentualnego połączenia. 


Nagle usłyszałam nawoływania mojej mamy z dołu. Nie przejmując się telefonem, zbiegłam po schodach najszybciej jak mogłam.


- Tak? - Spytałam wchodząc do kuchni.
- Możesz zrobić masę? - Wskazała dłonią na mikser z miską.
- Jestem trochę zajęta mamo. - Odparłam.


 Wydawało mi się że słyszałam jakąś muzykę... piosenka? Stanęłam w miejscu wsłuchując się w słowa. Kiss me.. like you wanna be loved.. Co, do cholery?! Wanna be loved... Przecież to jest mój dzwonek!! Popędziłam najszybciej jak mogłam po schodach, prawie się wywalając. Teraz?! Serio?! 
- To zrobisz? - Usłyszałam głos mojej mamy gdzieś z dołu.
- Taa! Za chwilę! Czekaj! - Wrzasnęłam, w panice otwierając drzwi i rzucając się na łóżko, gdzie był telefon.


Włączyłam zieloną słuchawkę w ostatniej chwili.
- Halo? - Powiedziałam głośno, lekko zdyszana.
- Alice? - Usłyszałam jego głos. W końcu.
- Gdzie byłeś?! Dlaczego się nie odzywałeś?! - Zasypywałam go milionem pytań, krzycząc do słuchawki.
- Czekaj. Uspokój się.
- Jak mam się uspokoić? Cholernie się martwiłam.
- Przepraszam, na prawdę przepraszam.
- Odpowiedz mi.
- Ale ty i tak nie zrozumiesz. - Odparł zmieszany. Czyli to jednak prawda?
- Wiem. - Mruknęłam ze złością w głosie.
- Co wiesz? - Spytał zszokowany.
- Wiem o tym, że jesteś cholernym bandziorem!! - Wrzasnęłam do słuchawki i rzuciłam telefonem o ścianę. 


Pisnęłam głośno w poduszkę, próbując wylądować przepełniający mnie gniew. Tak czekałam na jego telefon, martwiłam się, a on miał na mnie całkowitą olewkę. Mój facet to jebany zabójca. I co jak mam teraz zrobić? Zerwać z nim? Może już nie robi niczego złego? Dalej jest w tym gangu? Muszę z nim porozmawiać w cztery oczy. Natychmiast. Zerwałam się z łóżka i zbiegłam po schodach ignorując rozjebany telefon leżący pod ścianą. 


- Alice? Gdzie idziesz?! - spytała mnie zdekoncentrowana mama. Nie odzywałam się. - A co z tą masą?! - Wybiegłam z domu ignorując ją. Lało jak z cebra. Próbowałam przypomnieć sobie drogę do jego domu. Jachałam tam wielokrotnie autem.. to znaczy, on jechał, a ja z nim. No jak to było... Wiem! W prawo.. A teraz? 


                             ***


Po pół godzinie szukania dobrej drogi, w końcu znalazłam. Byłam cała przemoknięta, jakby ktoś wylał na mnie wiadro z wodą. Piękny, brązowy domek stał sobie spokojnie pomiędzy wysokimi drzewami i kolorowymi kwiatami. Jest w ogóle w domu? Z siłą godną przyzwoitego strongmena, udeżyłam pięścią o drewnianą powłokę. 





Po chwili drzwi otworzył mi dobrze znany czarnowłosy mulat. Wbiegłam do środka jak opażona, przy okazji trącąc go ramieniem.
- Alice? Co ty tu robisz? Przeziębisz się, jest ulewa, skąd znasz drogę? Masz... - Przerwałam mu histerycznym piskiem tupiąc nogą o podłogę, jak dziecko. To było dziwne, ale nie mogłam się powstrzymać. Zapadła błoga cisza. Patrzył na mnie zaskoczony z szeroko otwartymi oczami. No co? Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.


- Może.. przyniosę jakieś ręczniki, albo coś... - Mruknął zmieszany. Przytaknęłam głową i spojrzałam w dół. Na środku jego korytarza utworzyła się ogromna kałuża. Ups? Nie moja wina, że pada. Stałam w miejscu dopóki nie przyszedł i nie podał mi ręcznika ładnie złożonego z jego ogromną koszulką. - Wysusz się i przebierz. Poczekam w salonie.
- Taa.. Musimy pogadać. - Odezwałam się pierwszy raz w naszej rozmowie, po czym skierowałam się w stronę łazienki






___________________________________

2 komentarze:

Przeczytałeś? To skomentuj, albo zostaniesz zadźgany przeze mnie widelcem <3