środa, 11 marca 2015

Rozdział 9




Czasami nie można ufać nawet tym osobom których kochasz. Ludzie są bezlitośni. Nie wiedzą co czujesz, nie wiedzą jaka jesteś, nie mają pojęcia jak cierpisz w środku. Kiedy jest źle, potrafią sprawić że jest jeszcze gorzej. Nawet głupimi błahostkami dają ci do zrozumienia jak bardzo beznadziejna jesteś.


Czujesz się jakbyś nie pasowała do tego świata, a ludzie byli tacy sami. Wszyscy, oprócz ciebie. Zawsze jesteś tą złą, nawet jak nic nie mówisz. Boisz się cokolwiek powiedzieć. Nawet jeśli dla niektórych nic nie mówienie nie jest kulturalne. Ty o nic nie prosisz, a gdy inni mimo to chcą coś dla ciebie zrobić, potem wymagają czegoś wzamian. 


Czegoś czego ty się boisz. Nie jesteś taka jak inni. Wszyscy mają pretensje o nic. Boisz się każdego swojego ruchu, bo myślisz że wszystko co zrobisz będzie złe. Odzywasz się? Źle. Nic nie mówisz? Źle. Ludzie którzy myślą że wiedzą o tobie wszystko, tak na prawdę nie wiedzą nic. Nie wiedzą że gdy jesteś sama wylewasz wodospad łez i myślisz że nie jesteś nigdzie na świecie mile widziana. Nie widzą tego. 


Nie wiedzą że z każdym słowem które wypowiedzą czujesz się jeszcze gorzej. Lepiej nie mówcie nic, jeśli ma to być jeszcze jedna rzecz którą robię źle. Jak nóż powoli wbijający się w twoje serce. Starasz się siedzieć cicho bo nikt cię nigdzie nie chce. Chcesz tylko siedzieć w pokoju i nawet nie wychylać się zza drzwi. Nie zasługujesz na nikogo, na nic.Myślisz że Jesteś zerem. Już wychodzisz? Nie zapomnij założyć swojej maski.



_________________________________________________________________________________



Nic nie rozumiem. Jak osoba która wychowywała mnie, pokazywała świat, cały czas wspierała, opiekowała się i kochała nad życie mogła zrobić coś takiego? To jest właśnie kolejny powód dlaczego nie powinniśmy ufać kompletnie nikomu. Nigdy nie możemy przewidzieć jak bardzo okrutną rzecz może zrobić ktoś, kogo najmniej byśmy o to podejrzewali.


Z trudem przełknęłam ślinę, wpatrując się w metalowe pręty oddzielające mnie od wolności. W moim gardle już od dłuższego czasu znajdowała się ogromna gula pokazująca poziom żalu do matki. To niewyobrażalne jak w tak krótkim czasie można zniszczyć komuś życie jeszcze bardziej niż było. Jestem sama. Teraz już nie wierzę że ktokolwiek jest wobec mnie uczciwy. Już się przekonałam że tak nie jest. 


To wszystko już nie ma sensu. Za to co robiłam pewnie dostanę dożywocie. Zgniję tu, należy mi się. Tyle niewinnych ludzi... Dlaczego dopiero zdałam sobie sprawę jak złe było to co robiłam? Może jednak moja matka mała rację? Tylko na to teraz zasługuję. 



                           ~*~



Otworzyłam niechętnie oczy, wybudzając się kiedy usłyszałam że ktoś otwiera celę. Ze zdziwieniem podniosłam się z okropnie niewygodnego łóżka i przez chwilę wpatrywałam się w sztywno stojącego mężczyznę nie rozumiejąc o co chodzi.


- Jest pani wolna. Podejrzany się przyznał - odparł szorstki, nieprzyjemny głos, z niecierpliwością czekający aż wyjdę. Że co do cholery? 
- A-ale, jak to? - zająknęłam się, niedowierzając.
- Jest pani niewinna. Może pani wyjść - fuknął, tupiąc nogą.


Wzięłam głęboki wdech. Przez chwilę wyślałam że żartuje, ale ten wyraz twarzy zdecydowanie na to nie wskazywał. Powoli stawiałam kroki, nie spuszczając z niego wzroku, aż w końcu znalazłam się poza celą. Już całkowicie zirytowany ochroniarz zamknął ją za mną i kiwnął głową w stronę długiego korytarza. 


- Prosze za mną - zaczął iść prosto, a ja zaraz za nim bo co innego miałam zrobić? W końcu stanął przed biurkiem i podał mi moją torbę. - Może pani iść do domu.


Tępo na niego patrzyłam, nie mogąc niczego zrozumieć. Uniosłam brew i zmierzyłam niepewnym krokiem w stronę drzwi wyjściowych. Zaraz... co tu się w ogóle dzieje? Powinnam umrzeć w celi więziennej a tym czasem wychodzę sobie stąd? Przecież to niedorzeczne. Czy Zayn powiedział coś czego nie powinien? 


Powoli obejrzałam się do tyłu, zaraz odwracając głowę z powrotem i otworzyłam wielkie drzwi, wychodząc na zewnątrz. Co to ma kurwa być? Westchnęłam nerwowo i spojrzałam najpierw w prawą stronę, później w lewą. I co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mam domu. To są chyba jakieś jaja. 


Przeszłam kawałek, do parku naprzeciwko i ze zrezygnowaniem padłam na ławkę. Nachyliłam się i schowałam twarz w dłoniach. Spod moich powiek mimowolnie zaczęły wypływać łzy. O co w tym wszystkim chodzi? Zostałam w tej pozycji może z pięć minut. Potem otworzyłam oczy i zdekoncentrowana wpatrywałam się w drzewo na przeciwko. Nagle szybkim ruchem złapałam torbę i zaczęłam ją przeszukiwać. 


Na szczęście znalazłam w nim telefon wraz z odpowiednim numerem. Pierwszy sygnał, drugi... 


- Halo? Liam?



_________________________________________________________________________________







Przepraszam że taki krótki i że tak długo mnie nie było. Napisałam go teraz, w pół godziny, więc mogą być błędy.



Żyję ;))



Kocham was