Strony

sobota, 31 maja 2014

Rozdział 26

       PROOOSZĘ O KOMENTARZE!! ;**

                    * Zayn' POV *


Nie mogłem się nią naceszyć. Jest taka piękna, po prostu idealna. Ona nawet nie wie jak na mnie działa.. Gdy dowiedziałem się o porwaniu jej, przez mój gang, miałem ochotę ich zabić. Na serio. Stylesa i całą resztę, bez wyjątku. 


Próbowałem się kontrolować, więc dostali tylko kilka lewych sierpowych prosto w twarz. Zrobiłbym dla niej wszystko. A myśl, że ktoś mógłby ją skrzywdzić zarówno fizycznie jak i psychicznie wywołuje u mnie chęć mordu.


 Nikt nie może jej dotknąć, tak, jakby tego nie chciała. Nikt nie może obrazić jej nawet jednym słowem, bo już nie żyje. Chciałbym ochronić ją przed całym złem świata. Gdy nawet przetnie sobie palec, przy krojeniu warzyw, chce mi się płakać a zarówno rozpiepszyć ten nóż na drobne kawałki i zrobić z niego miazgę. 


Nigdy się tak nie zachowywałem, ale to wszystko chyba tylko potwierdza to, jak bardzo ją kocham. Dziwne uczucie, ale prawdziwe. Może trochę przesadzam, obchodząc się z nią jak z jajkiem, ale ona wydaje się taka mała i krucha, jakby jeden fałszywy ruch mógł ją zetrzeć na piach. 


Nic na to nie poradzę, po prostu ją kocham, a fakt, że ona kocha mnie, sprawia, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Westchnąłem cicho, gładząc ją po plecach. Jest taka... mała, po prostu nie umiem znaleźć odpowiedniejszego słowa. Wtuliła swoją twarz w zagłębienie szyi i zaczęła bawić się moimi włosami. Tylko ona tak może. Moja malutka Alice. Moja. 


                             ***


Wszedłem do budynku przecierając twarz dłonią. W pokoju byli już wszyscy. Niall i Louis rozwaleni na kanapie, jedzący jakieś chrupki i Harry oparty o ścianę. Chyba się obraził za ten łomot, jako jedyny ma podbite oko, ale należało mu się. Reszta nic sobie z tego nie zrobiła, znają mnie i rozumieją. 


Chociaż nigdy nie zdarzyło się coś takiego w przypadku którejś z naszych dziewczyn, ale to jest całkiem coś innego. Nie mógłbym żyć bez Alice.


- Siema stary! - Wrzasnął Niall. Kiwnęłem lekko głową w jego stronę. Gdy usiadłem na przeciwko tej dwójki, Harry w końcu postanowił ruszyć dupę i usiąść na fotelu obok.
- Za tydzień kolejny wyścig. - Zacząłem. 
- Tak, wiemy. Jako że ty jesteś niepokonanym mistrzem, to ludzie oczekują właśnie ciebie, ale może tak dla odmiany ktoś inny pokarze co potrafi? - Mruknął oschle Harry. 





- Taa.. Dobry pomysł, Harry. Chcesz startować? - Spytałem bez zbędnych ogródek.
- Ja? Nie, ja nie mogę. Chodziło mi raczej o Louisa. Ma bardzo mało wygranych. - Bąknął przeczesując włosy dłonią.


- Zgadzasz się, Lou? - Niall podniósł pytająco brew, wpychając do ust kolejną garść chrupków serowych.
- No nie wiem. To jest strasznie niebezpieczne. Nie wiem czy mogę tak ryzykować, nie mam jakiegoś wielkiego doświadczenia ani umiejętności na taki wyścig. 


- Daj spokój. To nie jest jeszcze najważniejszy wyścig. Wiadomo że na tym za miesiąc pojedzie Zayn. Poza tym, nie jesteś taki zły. - Odparł Harry.
- No dobra.. W sumie.. Co może się stać? - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie sądzę, by był to najlepszy pomysł. Wydaje mi się, że to nie ten poziom. - Wtrąciłem.





- W większości to ty decydujesz Zayn. - Mruknął Lou. - Zgadzasz się na to? Mam ryzykować?
- Nie mogę ci zabronić. Jesteś dobry.. - Odparłem mrużąc oczy. - ale mam przeczucie, że stanie się coś złego. - Dodałem szeptem, sam do siebie, tak że nikt już tego nie usłyszał.


- Okej! Ustalone. Lou startuje w tym za tydzień, a Zayn w 'World Battle'. - Powiedział Niall, na co wszyscy zgodnie kiwneli głowami w górę i w dół.
- Tylko że... Nie sądzę, żeby to jakoś szczególnie spodobało się Ninie. - Mruknął pod nosem.


- Ninie? Kto to? - Spytał Harry.
- Moja dziewczyna. - Odparł od razu.
- Kolejna? Jeszcze niedawno byliśmy singlami, a nie długo zostanę z tym sam. - Zaśmiał się Styles. Myślałem, że jest wkurzony. Już mu przeszło? Westchnąłem przeciągle. O Alice już wiedzą. Dostali w twarz, co się często nie zdarza, za uprowadzenie jej, więc wiedzą.


- Właśnie. Jeśli chodzi o moją dziewczynę.. Znasz ją Lou? - Przypomniało mi się wydarzenie w moim pokoju. Kazałem jej trzymać się wtedy od niego z daleka.. ale skoro już zna całą prawdę.. - Bo przyjaźni się z twoją. 


- Taa.. jest zajebista. Przyjaźnię się z nią. 
- Że co? Przyjaźnisz? Niby od kiedy? - Spytałem zaskoczony.
- Dłużej niż ty ją znasz. - Mruknął. On ją zna dłużej ode mnie?! Może coś ich łączyło, hym?
- Od jak dawna jesteś z Niną?
- Co? Nie.. Nie martw się, poznałem ją wtedy co Alice, można powiedzieć, że trochę wcześniej, ale od razu się w niej zakochałem. - Odetchnęłem z ulgą. Czy on mi czyta w myślach?!


- Dobra, ja się zbieram. Idę do Alice. - Odparłem, wstając.
- Jezuu.. Co ty się tak tej cnotki uczepiłeś? - Warknął Harry, na co spiorunowałem go spojrzeniem.
- Nie uczepiłem. Po prostu ją kocham.


                    * Louis' POV *


Nie mam pojęcia czy dam sobie z tym radę. Ten wyścig jest niesamowicie niebezpieczny. Nie wiem czy to jest dobry pomysł, ale w przypadku mojej wygranej, dostanę kupę kasy. To jest warte aż takiego ryzyka? 


Nie jestem pewien, ale co może się stać? Nikt z naszego gangu nigdy się nie rozbił, a co lepsze, nigdy nie przegrał. W końcu to nielegalne wyścigi.. wszystko jest możliwe.. ale co z Niną? Nie pozwoli na to. Mam mętlik w głowie. 


Może nie powinienem się zgadzać? Mogliśmy wysłać Nialla... Ale kasa.. Mnóstwo kasy. To wszystko może się udać, tylko muszę przekonać Ninę, co oczywiście nie będzie ani trochę łatwe. Trudno przekonać ją do czegokolwiek. Kocham ją najmocniej na świecie, ale ja chyba na nią nie zasługuję.





___________________________________

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 25

                      
      
                         * Alice' POV *


Od rana byłam cała rozpromieniona. Cieszyłam się życiem. Jestem na prawdę dziwna. Jednego dnia chodzę przygnębiona i nie chce mi się nawet rozmawiać z ludźmi, a następnego jestem wesoła, buzia mi się nie zamyka i chodzę z bananem na ryju dwadzieścia cztery godziny na dobę. 




Może to przez Zayna? Ma dzisiaj do mnie przyjechać o trzynastej, a jest jedenasta. Nie mogę się doczekać, aż znowu go zobaczę. Westchnęłam głośno, próbując pomóc mamie przy robieniu babeczek. Mówiłam już, że moja rodzicielka uwielbia piec? Nie? To mówię teraz. 


- Dzisiaj przyjdzie Zayn. - Mruknęłam cicho. Zapomniałam, że ona nie wie. Powinnam jej powiedzieć.
- Zayn? Znowu? 
- Taa.. - Bąknęłam wielokrotnie mieszając krem śmietankowy.
- Nie odpowiedziałaś mi kiedyś do końca na pytanie o niego. - Przełknęłam głośno ślinę, zatrzymując się w bezruchu.
- Noo.. Bo tak się składa, że.. - Zaczęłam, a moja mama patrzyła się na mnie pytającym wzrokiem. - My już jesteśmy.. no wiesz, razem, od jakiegoś czasu. - Powiedziałam patrząc w podłogę. Po chwili ciszy, zdecydowałam się podnieść na nią wzrok.


- Co? Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej? - Udawała oburzoną, ale coś jej to nie wychodziło. Zaśmiałam się cicho z jej wyrazu twarzy i wróciłam do mieszania kremu. - To coś poważnego? Kochasz go? - Wypaliła prosto z mostu robiąc dziwnie zadowoloną i ciekawską minę.


- Dobra, koniec. - Machnęłam ręką przed sobą dając jej znak, że ma przestać gadać.
- Powieedz. - Mruknęła przeciągle, zupełnie jakby była jakąś nastolatką w moim wieku. Troche dziwne, ale taka jest właśnie momentami moja mama. Spojrzałam na nią rozbawionym wzrokiem.


- Tak, kocham go. Bardzo. - Odparłam rumieniąc się i unikając jej wzroku.
- Serio? - Spytała patrząc na mnie z iskierkami w oczach, na co lekko przytaknęłam głową. - Może w końcu dasz mi szansę porozmawiać z przyszłym zięciem? - Powiedziała, na co ja, mało brakowało abym udławiła się własną śliną. 
- Mamo! - Warknęłam przecierając twarz dłonią, z zażenowania. - Weź się tak nie zapędzaj, co? - Dokończyłam przewracając oczami.


- No okej, ale skoro to coś poważnego to nigdy nie wiadomo.. - Pomachała mi palcem wskazującym przed twarzą po czym wróciła do poprzedniego zajęcia.
- Oj, cicho bądź. - Bąknęłam, na co głośno się zaśmiała.


                              ***


Siedziałam na schodach, na przeciwko drzwi i wpatrywałam się z niecierpliwością w drewnianą powłokę, sprawdzając co chwila godzinę. Dwunasta pięćdziesiąt jeden. Warknęłam ze zdenerwowaniem i oparłam się głową o poręcz. 


Moja mama zerkała na mnie co pięć sekund rozbawiona tym zachowaniem, myśląc, że nie widzę. Widziałam, doskonale. A niech sobie ma ze mnie ubaw. Proszę bardzo. Zaczęłam dokładnie przyglądać się drzwiom. Są takie ciekawe. Takie drewniane.. ale jasne. 


Z rozmyślania o pięknym kolorze drewna drzwi wejściowych wyrawał mnie jakże denerwujący dzwonek do drzwi. Kto śmie mi przerywać w takiej chwili?! Zaraz.. Zayn! Zerwałam się gwałtownie i rozpoczełam szaleńczy bieg. Co z tego, że drzwi były jakiś cztery metry ode mnie. Otworzyłam drzwi i zastygłam w bezruchu. 




Stał tam. Taki idealny, że aż szkoda mi było go dotknąć. Przeniósł na mnie swój wzrok i uśmiechnął się szeroko. Wpuściłam go do środka i przytuliłam się do niego. Oderwałam się dopiero, gdy uświadomiłam sobie, że temu wszystkiemu przygląda się z uśmiechem moja mama. 


Odchrząknęłam znacząco i zaprowadziłam go za rękę do salonu. Skazany na śmierć.
- Dzień dobry Pani - Przywitał się wesoło Zayn.
- Cześć Zayn. Mów mi po prostu Kate. Pewnie będziesz wpadać tu częściej skoro jesteście razem. - Ahh.. Moja mama próbuje być fajna? To skończy się katastrofą. Pokręciłam z zażenowaniem głową i zakryłam twarz dłonią. Ja jej nie znam. 


Zayn zaśmiał się cicho z mojej reakcji i szturchnął ramieniem w bok. Odskoczyłam kawałek piorunując go wzrokiem i przewróciłam oczami.
- Tak myślę. Dobrze Kate. - Mruknął zwracając się do mojej mamy.
- Może jednak chodźmy na górę. - Odparłam ciągnąc go za rękaw bluzki w stronę schodów.


- Twoja mama wydaje się być całkiem miła. - Powiedział idąc za mną do pokoju i zamykając za sobą drzwi.
- Taa. - Zaśmiałam się cicho, siadając na łóżku. - Co robimy? - Spytałam po chwili ciszy. 
- Byłaś jakaś dziwna, wtedy, u mnie. Taka.. Strasznie obojętna. - Odparł patrząc na mnie i ignorując moje wcześniejsze pytanie. Przęłknęłam ślinę od razu poważniejąc. Odchrząknęłam cicho i spojrzałam w jego oczy. Przypatrywał mi się, nawet nie mrugając. Dziwne, ja tak nie potrafię. 


- Nie rozmawiajmy o tym. - Sama nie wiedziałam dlaczego wtedy taka byłam. Westchnęłam, wstając i obejmując go mocno. Chyba się tego nie spodziewał. Po chwili, jednak, owinął ręce wokół mojej talii. - Kocham cię. - Bąknęłam wpychając głowę w zagłębieniu jego szyi.
- Ja ciebie też.


                              ***


Po jakiejś godzinie rozmów zdecydowaliśmy, że wybierzemy się do parku, na spacer. Wzięłam ze sobą aparat, więc robiłam setki zdjęć. Dosłownie. W szczególności Zaynowi. Tak szczerze, chyba nawet mógłby zostać modelem. Parsknęłam śmiechem na samą myśl.




- Z czego się śmiejesz? - Spytał, patrząc na mnie z rozbawioną miną.
- Nie, nic. - Od razu przybrałam poważną minę, nie chcąc mu mówić o temacie moich dziwnych myśli. Nie mogłam jednak utrzymać długo tej miny, bo chwilę później znowu się śmiałam.
- No powiedz. - Mruknął błagalnym tonem. 


- Wyobraziłam sobie ciebie jako modela.- Powiedziałam w końcu i zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. 
- Byłbym taki zły? - Śmiał się razem ze mną. Podeszłam do niego i owinęłam ręce wokół jego karku. Patrzył na mnie zaskoczony. Pocałowałam go. Ja, jego. Chyba po raz pierwszy.




Przytulił mnie do siebie. Westchnęłam głośno i popatrzyłam przed siebie, wplatając palce w jego miękkie włosy.





___________________________________

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 24

   

                      * Alice' POV *



- Gdzie byłaś? - Warknęła niemiłym tonem gdy tylko przekroczyłam próg drzwi wejściowych.
- Gdzieś tam. - Bąknęłam pod nosem i od razu skierowałam się w górę schodów. Gdy tylko mama zobaczyła mój entuzjazm i nieciekawy humor, przestała zadawać jakiekolwiek pytania i zostawiła mnie w spokoju, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. 


Mimo wszystko, miała prawo być zła. Wyszłam nie mówiąc gdzie idę, nie było mnie na noc i wróciłam dopiero następnego dnia, późnym wieczorem. Sama się sobie dziwię. Przewróciłam oczami, kładąc się na łóżku i wkładając słuchawki do uszu. 


Puściłam muzykę jak najgłośniej, próbując zagłuszyć moje myśli, ale niestety, nic z tego nie wyszło. Były zbyt głośne. Staram się to wszystko po prostu olać, ale nie potrafię. 





Nie jestem taka. Morderstwa, wyścigi, broń. To mnie przerasta. Dlaczego gdy wszystko było okej, normalne i monotonne, musiało się aż tak pokomplikować w ciągu tego miesiąca?


Jeszcze do tego zakochałam się, w zapewne złym facecie. Złym? Dla mnie jest dobry. Kocha mnie, nic mi nie robi.. na szczęście. Co ja gadam? Przecież on nigdy nie podniósł by na mnie ręki. Chyba.


 Nie jestem tego teraz pewna w stu procentach, a to wszystko przez to, że jest w jakimś gangu gdzie na codzień leje każdego, kto się na niego krzywo popatrzy, ale ufam mu. To jest chyba najważniejsze. Po drugie, kocham go tak samo jak on mnie. 


                               ***


Obudziłam się w cholernie niewygodnej dla mnie, pozycji. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju, mając nadzieję, że jest on jego, że jest blisko mnie. Zawiodłam się jednak. Był już ranek. Miałam na sobie wczorajsze ubrania i słuchawki w uszach.


 Musiałam zasnąć, gdy tak intensywnie myślałam. Wszystko mnie bolało, było mi gorąco. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, wyciągając słuchawki, rzucając je gdzieś na komodę i wyjmując z niej jakieś luźne ubrania. 





Dzisiaj nie mam ochoty na nic, a szczególnie na wychodzenie z domu. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam się i zeszłam po schodach na dół. Mamy nie było. Pewnie jeszcze śpi. Zrobiłam sobie kakao i rozsiadłam się wygodnie na kanapie, włączając telewizor. Wiadomości.


Kilka dni temu, w lesie, zostały znalezione zwłoki młodego mężczyzny. Policja w dalszym ciągu poszukuje sprawców, ale wszelkie ślady i odciski palców zostały zatarte.


Zrobiłam pytającą minę. A co jeśli to Zayn i jego gang? Mówił, że zabijają ludzi, gdy jest taka konieczność. Ta sprawa od razu skojarzyła mi się z nimi. Otworzyłam szeroko oczy i przełączyłam na jakiś serial.






                               ***


Przez ponad pół dnia siedziałam bezczynnie na kanapie, przed telewizorem. W międzyczasie moja rodzicielka zrobiła obiad. Właśnie wtedy zrobiłam sobie pietnasto minutową przerwę, żeby zjeść, po czym od razu wróciłam w poprzednie miejsce. 


Na dworze była piękna, słoneczna pogoda, ale nawet to nie zachęciło mnie do ruszenia tyłka z domu, dopóki nie zadzwoniła do mnie Nina i nie wyciągnęła mnie na zakupy prawie że siłą. Musiałam się oczywiście przebrać, bo wyglądałam jak jakiś żul spod sklepu monopolowego. 





Moja przyjaciółka biegała z jednego do drugiego sklepu z prędkością światła. Ledwo co za nią nadążałam niosąc ogromną stertę firmowych toreb wypełnionych przeróżnymi ubraniami, butami i jakimiś tam pierdołami. Oczywiście żadna z tych rzeczy nie była moja.


- Czekaj! - Wrzasnęłam na pół galerii, a ludzie zaczęli się na mnie dziwnie gapić. - Wzięłaś mnie na te zakupy tylko dlatego, żebym nosiła te twoje wszystkie rzeczy? Nie jestem jakimś tragażem. - Mruknęłam z niezadowoleniem i westchnęłam głośno.


- Weź nie marudź tylko chodź. - Odparła ciągnąc mnie za ramię w stronę kolejnego sklepu. Wolałabym teraz siedzieć w domu. Serio. Warknęłam z frustracją i podąrzyłam za nią. - Patrz na tą! Jaka cudowna! Muszę ją mieć. - Zachwycała się Nina patrząc rozmarzonym wzrokiem na sukienkę, która moim zdaniem, wyglądała tak samo, jak te dwie inne, kupione przez nią kilkanaście minut temu. Przewróciłam oczami, chyba już setny raz dzisiaj.
 

                              ***


Już miałyśmy wracać, więc wstąpiłyśmy jeszcze do Starbucks'a. 





- No i jak wam się tam układa? - Spytała dziewczyna mieszając swój koktajl truskawkowy słomką.
- Co? Nam? - Otrząsnęłam się lekko z zamyślenia. - Całkiem spoko. - Odparłam spokojnie. - A tobie z Louisem? - Spytałam szybko. 


- Dobrze. On jest taki słodki i tak o mnie dba... - Wyłączyłam się całkowicie, gdy usłyszałam słowo 'słodki' po raz trzeci. Myślałam o Zaynie. Znowu. Może to trochę dziwne, ale on całkowicie zawładnął moim umysłem. 


- No i znowu mnie nie słuchasz. Co się z tobą dzieje, Alice? - Bąknęła szybko.
- Nic. Słucham cię bardzo uważnie. - Odparłam przenosząc wzrok ze ściany na nią. Powiedziała coś jeszcze, ale nie słuchałam jej. Powróciła do wychwalania Lou, a ja do zagłębiania się w swoich myślach. 


Kilka godzin później, już leżałam na łóżku zawinięta w dwa grube koce. Muszę się w końcu ogarnąć. Miałam się tym tak nie przejmować, a teraz co? Przejmuję się jeszcze bardziej. Co to w ogóle ma być? W innej sytuacji pewnie natychmiast zerwałabym z jakimś chłopakiem, ale nie z Zaynem. Kocham go. Bardzo. 


Nie mogłabym go zostawić, wtedy dopiero bym się załamała. Co ja mam teraz zrobić? Nie mam praktycznie żadnego wyboru. Nie zostawię go. Nie potrafię. To zabrnęło już za daleko. Sięgnęłam po komórkę, wybierając jego numer. Chcę żeby był przy mnie. Cały czas. 


- Halo? To ty Alice? Coś się stało? - Odezwał się ten piękny głos. Umieram.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu.. tęsknię za tobą. - Mruknęłam lekko zawstdzona, czego na szczęście nie mógł zobaczyć.
- Oh. - Zdziwił się. Czuję jednak, że się uśmiecha. - Ja za tobą też. - Odparł wzdychając. - Nie mogę za bardzo rozmawiać. Spotkamy się jutro?


- Tak, pewnie. - Powiedziałam bez zastanowienia. - Przyjedź do mnie.
- Okej, o trzynastej? - Mruknęłam coś na znak potwierdzenia i zaczęłam wpatrywać się w mój kolorowy dywan. - Pa. Kocham cię. - Dobra, nie żyję. Musiałam podeprzeć się o biurko, żeby nie upaść. Tak właśnie na mnie działa.
- Ja ciebie też. - Bąknęłam i szybko się rozłączyłam, upadając na podłogę. Schowałam twarz w dłoniach i pokręciłam głową z wielkim uśmiechem na ustach. To tak pięknie zabrzmiało z jego ust.






___________________________________

środa, 28 maja 2014

Rozdział 23

                     * Alice' POV *


- Musimy wstać. - Mruknęłam pomiędzy pocałunkami. Westchnął głośno i odsunął się na bezpieczną odległość. Postawiłam stopy na zimnej podłodze i z ogromnym trudem doczołgałam się do łazienki. Wyglądałam na wypoczętą. 


To pewnie dzięki Zaynowi i jego wygodnej klatce piersiowej. Tak, na pewno. Wzięłam prysznic i owinęłam się w jakiś tam pierwszy lepszy ręcznik. Spojrzałam na kubek, w którym znajdowały się dwie szczoteczki do zębów. Jedna z nich była całkowicie nowa. Kupił dla mnie awaryjną szczoteczkę? Awww.... 


Uśmiechnęłam się sama do siebie po czym chwyciłam ją w swoją małą dłoń. Użyłam tej najładniej pachnącej pasty i spojrzałam na owinięty wokół mojego ciała, ręcznik. Jestem bardzo mądra. Tak, wiem o tym. Muszę wyjść stąd w samym ręczniku. Gratuluję inteligencji, Alice. Niepewnie uchyliłam drzwi, wystawiając głowę i rozglądając się na boki. 


Czysto. Nie zamykając drzwi, szybko pobiegłam do sypialni Zayna. Uff.. Nie ma go tutaj. Westchnęłam z ulgą i otworzyłam jakąś tam szufladę, szukając czegoś do ubrania. Gdy natrafiłam na jakiś ciężki, twardy przedmiot, zdziwiłam się ogromnie. Gdy jednak zorientowałam się co to jest, byłam już totalnie zszokowana. 






Zakryłam usta jedną ręką, drugą trzymając pistolet. Po co mu broń? W moim gardle utworzyła się ogromna gula. Wrzuciłam przedmiot spowrotem pomiędzy ubrania, wyciągając wielką, niebieską koszulkę i jakieś spodenki. Zamknęłam cicho szufladę i wyszłam z pokoju.


- Trzeba było mnie zawołać. Dałbym ci coś. - Usłyszałam gdzieś z tyłu. Przęłknęłam głośno ślinę i odwróciłam się w jego stronę.
- Poradziłam sobie. - Pomachałam mu jego ubraniami przed nosem. 
- Widzę. - Powiedział, zjeżdżając wzrokiem w dół. Mam na sobie ręcznik, aha. Moje policzki pewnie nie wyglądały dobrze, jeżeli tylko policzki były czerwone. Mam nadzieję.
- No to ja.. Ten.. Eghm.. Pójdę się ubrać.. - Odchrząknęłam i szybkim krokiem wróciłam do łazienki. Westchnęłam głośno, zamykając za sobą drzwi i opierając się plecami o drewnianą powłokę. On ma pistolet w domu.


                               ***

Leżeliśmy bezczynnie na kanapie, już jakieś pół godziny. Patrzyłam pusto w ścianę, analizując to wszystko i postanowiłam, że na tą chwilę każdy problem mam w dupie. Po prostu.






- Wiem, że masz broń. - Powiedziałam spokojnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Poruszył się niespokojnie i poczułam, że jego mięśnie się napieły.


- Co? I co z tym zrobisz? - Spytał trochę spanikowanym i wystraszonym głosem.
- Nic. - Bąknęłam obojętnym i wypranym z emocji tonem. Popatrzyłam na jego twarz. Spoglądał na mnie z szeroko otwartymi oczami, w których widziałam tylko i wyłącznie szok. 


- Jak to nic? - Wzruszyłam lekko ramionami, opierając głowę na jego torsie. Wpatrywałam się w każdą kropelkę deszczu, spływającą po szybie. Nic mnie nie obchodziło. Szokowało mnie już wystarczająco dużo rzeczy i wcale nie zamierzam się nimi przejmować. 


Olewka. Co mnie to obchodzi? Właśnie, że obchodzi, ale to olewam. Nie chcę być przewidywalna. Dziwne, ale nie obchodzi mnie w tym momencie czy moja matka się o mnie martwi, nic mnie nie obchodzi.


Podniósł się lekko i włączył telewizor, pewnie tylko żeby zagłuszyć ciszę. Nic to jednak nie dało. Ja widziałam tylko bezsensowne maziaje, a myślami byłam kompletnie gdzieś indziej. 
- Nie powinnaś wrócić do domu? - Spytał patrząc na mnie troskliwie. Ponownie wzruszyłam ramionami. Dziwię się, że w ogóle go słyszę. 


Specyficzna fala obojętności pochłonęła mnie całą. - Wszystko okej? - Spytał odwracając mnie w swoją stronę. - Odezwij się. - Z trudem w końcu przeniosłam swój przepełniony pustką wzrok na niego.
- Tak. - Mruknęłam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam i odwróciłam się spowrotem do telewizora, oglądając ciąg maziaji jakby za mgłą.




___________________________________

Ask!
http://ask.fm/IWannaHoldYourHeartInBothHeands

Facebook!

Wchodźcie!
http://my-best-myself.blogspot.com/

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 22

                           * Alice' POV *


Westchnęłam głośno przeciągając o wiele za dużą koszulkę przez głowę. Okej, spokój. Zamknęłam oczy, przecierając twarz dłońmi. Musimy porozmawiać poważnie, jak dorośli. Przeszłam kilka razy tam, i spowrotem próbując doprowadzić się do porządku. Wyszłam z łazienki i skierowałam swoje kroki do salonu. Siedział tam. Patrzył pusto w ścianę.


- Zayn? - Szepnęłam cicho. Jak opażony stanął na nogi i owinął moje ramiona kocem, który wcześniej trzymał w dłoniach.
- Usiądź, zimno ci, prawda? Zrobię coś do picia. - Posadził mnie na kanapie jakbym była jakimś inwalidą i poszedł do kuchni. Piękna rozmowa. Przewróciłam oczami i popatrzyłam przez wielkie okno, które znajdowało się na przeciwko mnie. Dalej padało. Dziwne, jak na lato.




Zacisnęłam palce na końcach miękkiego koca i owinęłam się nim cała. Było mi zimno, nie zaprzeczam, ale nie to w tym momencie jest najważniejsze.

   
                                 ***

Wrócił po około dziesięciu minutach z gorącą czekoladą w dłoni. Usiadł obok mnie bez słowa podając kubek. Trzyma się na dystans. Widzę to. Upiłam łyk na rozgrzanie, dziękując mu. Odłożyłam naczynie na stolik i spojrzałam prosto w jego oczy.


- O co w tym wszystkim chodzi? Opowiedz mi. - Odparłam spokojnie. Westchnął nerwowo przeczesując włosy.
- To nie jest takie proste jak myślisz. - Mruknął zamykając oczy.
- Czy wy zabijacie ludzi? - Wypaliłam prosto z mostu.
- Co? Nie. Znaczy.. jeśli nie ma takiej potrzeby. - Przęknęłam głośno ślinę i poruszyłam się niespokojnie. Zabijają.
- Ale już tego nie robicie, prawda? - Spytałam cicho.


- Można tak powiedzieć. - Szepnął ledwie słyszalnie. Co?! Nie. Boże. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. 
- Co?
- Nie. Już nie. - Myśli, że nie słyszałam? Dobra?
- Co jeszcze robicie? - Warknęłam pijąc kakao.
- Bierzemy udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. - Co?! Wyplułam całą ciecz, która chwilę temu znajdowała się w moich ustach prosto na niego. Co. On. Właśnie. Powiedział? Wytrzeszczyłam szeroko oczy.
- Co, Kurwa? - Odparłam powoli, żeby dobrze zrozumiał.


- To co słyszysz. - Przewrócił oczami. Jak on w ogóle śmie to robić w takiej sytuacji?! Wstałam oburzona i podeszłam bliżej okna, odwracając się do niego plecami. Jakich wyścigach?! To dlatego ma takie auto? Pewnie ma ich więcej, ale chciał mnie oszukać.. Nie. Niedorzeczność. On mnie kocha. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Co jeszcze?! Skaczą po linach w cyrku?! - Przepraszam. - Szepnął wstając z kanapy. 


- Za co? - Szepnęłam chrapliwym od płaczu głosem. Tu nie ma za co przepraszać. Pociągnęłam nosem. Podszedł bliżej i przytulił się do moich pleców.
- Przepraszam. - Powtórzył. - Zostajesz? Jest ciemno i pada.



Przytaknęłam lekko głową i wróciłam na kanapę. Widziałam, że nie chciał się o to ze mną kłócić i zostawił mnie z własnymi myślami bez słowa idąc do swojej sypialni. To jest po prostu jedna wielka masakra. Czy ja dzisiaj w ogóle zasnę?


                             *** 


Przewracałam się co chwila to na prawą, to na lewą stronę nie mogąc znaleźć sobie wygodnego miejsca. Pot mnie zalewał, mimo że wcale nie było mi gorąco. Zrzuciłam z siebie koc, prosto na ziemię i położyłam się na plecach, patrząc w sufit.


Nie zasnę. Nie ma mowy. Po pierwsze, ta kanapa jest cholernie niewygodna i po drugie, za dużo myśli siedzi w mojej głowie. W końcu nie wytrzymałam i wstałam, kierując się prosto do sypialni Zayna. Powinnam zrobić to od razu, ale nie chciałam go budzić. 


Niepewnie otworzyłam drzwi i wsunęłam się cicho do środka.
- Zayn? - Mruknęłam cicho.
- Alice? Coś się stało? - Spytał podnosząc się do pozycji siedzącej. Nie spał? Zdziwiłam się lekko, ale on swoją miną pobijał wszystko. Dziwił się, że tu przyszłam?


- Nie, tylko.. Mogę spać z tobą? Nie mogę zasnąć. - Spytałam cicho.
- Co? Pewnie, oczywiście. - Odsunął się kawałek, robiąc mi miejsce na swoim łóżku. Położyłam się obok niego zakrywając kołdrą. Tak też na pewno nie zasnę. Westchnęłam i z lekkim wachaniem przybliżyłam się do niego opierając głowę na jego torsie. Zdziwił się lekko, ale obiął mnie ramieniem, przyciskając do do siebie mocniej. Przy nim odpłynęłam niemal od razu.


                             ***


Obudziłam się w pokoju z ciemnym i ścianami. Znowu. Czyjeś ramię oplatało mnie w silnym uścisku. Na serio. Nie mogłam się ruszać. Próbowałam mu się wyrwać, ale nie dałam rady. Nawet podczas snu jest cholernie silny. Cicho mruknęłam jego imię zaspanym głosem. Brak reakcji. 


- Zayn. - Powiedziałam już normalnie. Brak reakcji. - Zayn!!! - Wydarłam się na całe gardło prosto do jego ucha. Aż podskoczył w miejscu.
- Jezu.. Weź nie strasz. - Podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł twarz dłonią.
- Sorry, ale trzymałeś mnie strasznie mocno, a chciałam wstać. - Odparłam opadając głową na poduszkę.


- Jakoś nie wstajesz. - Powiedział nachylając się nade mną.
- Bo mi się nie chce. - Mruknęłam przymykając oczy by po chwili znowu je otworzyć i zobaczyć te jego piękne tęczówki bardzo blisko moich.




Chwilę potem, już czułam jego wargi na swoich.



___________________________________








                        

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 21


                     * Alice' POV *


Nie odzywał się przez tak długi czas, że naprawdę zaczęłam się martwić. Z drugiej strony jednak, jestem trochę zła, że to może być prawda. Chyba bardziej się o niego martwię, niż gniewam. Nie wiem co się z nim dzieje, nie daje znaku życia. A jeśli.. Nie. Nie ma mowy. 


Za dużo o tym myślę. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Chyba nawet uzależniłam się od jego osoby. Przesadzam? Nie wiem. Jestem na niego cholernie zła, ale się martwię. Martwię się, że mogło mu się coś stać. Nie mogę przestać o tym myśleć, więc gdy Nina zaciągnęła mnie na lody, nie słuchałam jej w ogóle. Byłam w własnym świecie. Wpatrywałam się pusto w ścianę rozgrzebując łyżką deser lodowy.





- Znowu mnie nie słuchasz. Co się stało? - Mruknęła wzdychając głośno i patrząc na mnie z politowaniem.
- Nic. Przepraszam. Mów dalej, słucham. - Poruszyłam się niespokojnie na krześle, przenosząc na nią swój wzrok.
- Nie jestem ślepa. - Odparła mrużąc oczy. - Co się dzieje? - Podparłam się ręką o podbródek i spojrzałam niespokojnie na wyświetlacz telefonu, sprawdzając czy nie mam jakichś nieodebranych połączeń.. wiadomo od kogo.


- Czy Zayn ma z tym coś wspólnego? - Ona czyta w myślach?
- Dlaczego tak sądzisz? - Spytałam unosząc brew.
- No nie wiem. Cały czas patrzysz na telefon. - Mruknęła spoglądając na mnie z troską w oczach.
- Masz rację. - Bąknęłam ledwo słyszalnie, kręcąc przy tym głową.


                            ***

Siedzę na łóżku, sprawdzając co chwila telefon. Daj chociaż znak życia,  do cholery jasnej. Zaraz mnie szlag trafi. Wiem, że wpatrywanie się bezczynnie w wyświetlacz nic nie da, ale po prostu nie chcę przegapić ewentualnego połączenia. 


Nagle usłyszałam nawoływania mojej mamy z dołu. Nie przejmując się telefonem, zbiegłam po schodach najszybciej jak mogłam.


- Tak? - Spytałam wchodząc do kuchni.
- Możesz zrobić masę? - Wskazała dłonią na mikser z miską.
- Jestem trochę zajęta mamo. - Odparłam.


 Wydawało mi się że słyszałam jakąś muzykę... piosenka? Stanęłam w miejscu wsłuchując się w słowa. Kiss me.. like you wanna be loved.. Co, do cholery?! Wanna be loved... Przecież to jest mój dzwonek!! Popędziłam najszybciej jak mogłam po schodach, prawie się wywalając. Teraz?! Serio?! 
- To zrobisz? - Usłyszałam głos mojej mamy gdzieś z dołu.
- Taa! Za chwilę! Czekaj! - Wrzasnęłam, w panice otwierając drzwi i rzucając się na łóżko, gdzie był telefon.


Włączyłam zieloną słuchawkę w ostatniej chwili.
- Halo? - Powiedziałam głośno, lekko zdyszana.
- Alice? - Usłyszałam jego głos. W końcu.
- Gdzie byłeś?! Dlaczego się nie odzywałeś?! - Zasypywałam go milionem pytań, krzycząc do słuchawki.
- Czekaj. Uspokój się.
- Jak mam się uspokoić? Cholernie się martwiłam.
- Przepraszam, na prawdę przepraszam.
- Odpowiedz mi.
- Ale ty i tak nie zrozumiesz. - Odparł zmieszany. Czyli to jednak prawda?
- Wiem. - Mruknęłam ze złością w głosie.
- Co wiesz? - Spytał zszokowany.
- Wiem o tym, że jesteś cholernym bandziorem!! - Wrzasnęłam do słuchawki i rzuciłam telefonem o ścianę. 


Pisnęłam głośno w poduszkę, próbując wylądować przepełniający mnie gniew. Tak czekałam na jego telefon, martwiłam się, a on miał na mnie całkowitą olewkę. Mój facet to jebany zabójca. I co jak mam teraz zrobić? Zerwać z nim? Może już nie robi niczego złego? Dalej jest w tym gangu? Muszę z nim porozmawiać w cztery oczy. Natychmiast. Zerwałam się z łóżka i zbiegłam po schodach ignorując rozjebany telefon leżący pod ścianą. 


- Alice? Gdzie idziesz?! - spytała mnie zdekoncentrowana mama. Nie odzywałam się. - A co z tą masą?! - Wybiegłam z domu ignorując ją. Lało jak z cebra. Próbowałam przypomnieć sobie drogę do jego domu. Jachałam tam wielokrotnie autem.. to znaczy, on jechał, a ja z nim. No jak to było... Wiem! W prawo.. A teraz? 


                             ***


Po pół godzinie szukania dobrej drogi, w końcu znalazłam. Byłam cała przemoknięta, jakby ktoś wylał na mnie wiadro z wodą. Piękny, brązowy domek stał sobie spokojnie pomiędzy wysokimi drzewami i kolorowymi kwiatami. Jest w ogóle w domu? Z siłą godną przyzwoitego strongmena, udeżyłam pięścią o drewnianą powłokę. 





Po chwili drzwi otworzył mi dobrze znany czarnowłosy mulat. Wbiegłam do środka jak opażona, przy okazji trącąc go ramieniem.
- Alice? Co ty tu robisz? Przeziębisz się, jest ulewa, skąd znasz drogę? Masz... - Przerwałam mu histerycznym piskiem tupiąc nogą o podłogę, jak dziecko. To było dziwne, ale nie mogłam się powstrzymać. Zapadła błoga cisza. Patrzył na mnie zaskoczony z szeroko otwartymi oczami. No co? Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.


- Może.. przyniosę jakieś ręczniki, albo coś... - Mruknął zmieszany. Przytaknęłam głową i spojrzałam w dół. Na środku jego korytarza utworzyła się ogromna kałuża. Ups? Nie moja wina, że pada. Stałam w miejscu dopóki nie przyszedł i nie podał mi ręcznika ładnie złożonego z jego ogromną koszulką. - Wysusz się i przebierz. Poczekam w salonie.
- Taa.. Musimy pogadać. - Odezwałam się pierwszy raz w naszej rozmowie, po czym skierowałam się w stronę łazienki






___________________________________

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 20

 
                                ~*~


Czasami musisz robić coś nawet wbrew twojej woli. Coś, co robiłeś kiedyś i nie miałeś zamiaru do tego wrócić, ale poprostu musisz. Po jakimś czasie, znów zaczynasz się do tego przekonywać, a co ciekawsze, nie możesz już bez tego żyć. Wcześniej nie miałeś nawet pojęcia, jak ważne miejsce zajmuje to w twoim życiu.


Będziesz robić to codziennie, aż stanie się to uzależnieniem. Złym? Nie wiadomo. Stanie się to twoim celem. Samodzielnie wydeptasz sobie swoją własną życiową ścieżkę. Będziesz robić co w twojej mocy, żeby dojść do upragnionego szczytu góry swoich marzeń. Stanie się to twoim osobistym rodzajem powietrza, życiem.




                          * Alice' POV * 


Nie mogłam uwieżyć w słowa, które powiedział Liam o Zaynie. Moim Zaynie. To nie możliwe. Muszę dowiedzieć się czy to prawda od niego samego. Ufam Liamowi ale mojemu chłopakowi chyba tym bardziej powinnam. Wolę się jednak upewnić. Boje się, że to może być prawda.. Moje wcześniejsze przypuszczenia mogłyby okazać się prawdziwe. To wyjaśniałoby nienawistne spojrzenia na siebie nawzajem gdy się spotkali.


- Mój Zayn nie skrzywdziłby muchy. - Powtórzyłam ściszonym głosem mocno ściskając powieki, żeby nie zacząć płakać.
- Twój? - Powiedział patrząc na mnie zszokowany. Zapomniałam że nie wiedział. Ups? Chyba jednak wolę powiedzieć prawdę. Jego nie mogłabym okłamać. 
- Mój. - Odparłam zakrywając twarz dłońmi.
- Czy to jest to co ja myślę? 
- Dokładnie tak.
- Jak to?! Nie! Żartujesz sobie, prawda?! - Był zdenerwowany. Bardzo. Nie odpowiedziałam. 


Poprostu wyszłam z pomieszczenia mówiąc tylko " uspokój się ". Skierowałam się do łazienki zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do umywalki i ochlapałam twarz zimną wodą. To wszystko jest takie pogmatwane.. Przeczesałam włosy dłonią i przysiadłam w rogu wanny. Następna szokująca informacja do kolekcji. Na prawdę nie mam już na to siły. Ufam Liamowi, ale to jest po prostu niemożliwe. Zayn tym bandziorem nękającym mojego najlepszego przyjaciela? Przecież to się w głowie nie mieści. 


Kto jeszcze jest gangsterem?! No proszę bardzo, ujawnijcie się! Mnie już nic nie jest w stanie zaskoczyć. No kto?! Nina? Louis? A może starsza pani z warzywniaka? Może mój kot, którego nie mam jest tajnym agentem? Albo piepszony pająk w rogu ściany jest jakimś szpiegiem, albo coś? Warknęłam sfrustrowana. To. Wszystko. Jest. Jakieś. Chore. 


Szybko, drżącmi dłońmi wybrałam numer Zayna. Nie odbiera. No to po prostu super. W tym momencie wcale nie polepsza swojej sytuacji. Ghh... Zachowuję się jak baba z okresem, a wcale go w tym momencie nie mam. Nic w końcu dziwnego, to wszystko już zaczyna powoli mnie wkurwiać i frustrować. Mam ochotę rzucić tym telefonem o ścianę i rozbić jakiś wazon, ewentualnie talerz, jak w filmach. 


Przy okazji, mogę też zdemolować łazienkę, ale Liam nie byłby jakoś specjalnie zadowolony z rozjebanej muszli klozetowej wiszącej na żyrandolu i takich tam. Przewróciłam oczami, próbując się uspokoić, żeby Liam nie dostał tak całkiem przypadkiem gdy wyjdę, w twarz. Z półobrotu. Zaśmiałam się cicho z mojego toku rozumowania. Nic na to nie poradzę, że mam taką zrytą banię. Wyszłam z ukrycia i skierowałam swoje kroki w stronę salonu, gdzie wcześniej był Liam.. i nadal jest w tym samym miejscu z twarzą schowaną w dłoniach. Co jest?





- Liam? - Mruknęłam, siadając obok niego i obejmując go ramieniem. Nagle się otrząsnął i popatrzył na mnie skonsternowanym wzrokiem, nie wiedzącym co się dzieje. Miałam ochotę parsknąć śmiechem.. dopóki nie zobaczyłam tych podpuchniętych oczu. Płakał? On? Nie możliwe. Ta myśl jednak odeszła tak samo szybko jak przyszła. To nie mogło być to. Nie on. - Wszystko w porządku? - Spytałam troskliwym głosem.
- Tak. Pewnie. - Odparł szybko przecierając twarz i gwałtownie wstając.
- Odwieziesz mnie do domu? - Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Jasne. Chodź. - Wyszliśmy z domu Liama i pojechaliśmy pod mój. Siedzieliśmy w ciszy chwilę po wyłączeniu silnika, aż w końcu on odezwał się pierwszy.
- No to ten.. Jeżeli jesteście razem to ja mam mało do tego, ale porozmawiaj z nim o tym. - Przytaknęłam głową i wyszłam z samochodu rzucając szybko 'pa'. Przeszłam kilka kroków i usłyszałam nawoływanie mojego imienia. Liam.
- Tylko nie mów, że ja ci powiedziałem. Zabije mnie.


                                 ***


W końcu nadszedł ten upragniony i wyczekiwany przez każdego ucznia dzień. Koniec roku szkolnego. Nie chciałam się w tym roku jakoś specjalnie stroić. Postawiłam na wygodę. Przecież to nie jest jakiś pokaz mody tylko rozdanie świadectw. Niestety, niektóre dziewczyny w moim wieku tego nie rozumieją..





Na dworze, ku mojemu zdziwieniu było trochę chłodno, więc zarzuciłam marynarkę na ramiona i wyszłam z domu, po drodze informując o tym moją rodzicielkę. Nie miałam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić, ale w tym wypadku muszę. Świadectwo samo się nie odbierze, prawda? Ruszyłam w stronę szkoły po drodze spotykając Ninę.
- Wreszcie koniec. To będą najlepsze wakacje. - Jęknęła z zadowoleniem brunetka, robiąc przy tym rozmarzoną minę.


- Okarze się. - Uśmiechnęłam się w jej stronę. Moje myśli, zajmowało jednak prawie w całości coś innego, a mianowicie Zayn. Muszę z nim porozmawiać. Poważnie. Wczoraj ani dzisiaj jak do tej pory się nie odzywał. Trochę nawet zaczynam się o niego martwić. Skoro rzekomo jest jakimś liderem czegośtam, to ktoś mógł mu coś zrobić.. może ma jakieś długi? Ale z drugiej strony, przecież wtedy nikt nie dałby mu rady..


- Słuchasz mnie w ogóle? - Wrzasnęła Nina prosto do mojego ucha.
- Co? Przepraszam.. Zamyśliłam się.. Co mówiłaś? - Potrząsnęłam głową patrząc na nią ze znakiem zapytania wypisanym na twarzy.
- Pytałam, jak ci się układa z Zaynem. - Przewróciła oczami, wymachując przy tym zamaszyście rękoma na wszystkie strony.
- Umm.. No ten, całkiem dobrze. - Odpowiedziałam bez większego entuzjazmu.






___________________________________





czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 19


Nie każdy jest idealny. Każdy jest jednak na swój sposób wyjątkowy. Nie ma osób dziwnych. Są tylko takie, które wyróżniają się szczególnie swoją innością, a ich świat poprostu różni się od większości ludzi.


 Duża ich część nie ma tych, prawdziwych przyjaciół przy których są sobą, ale to tylko i wyłącznie dlatego że jeszcze nie znaleźli osoby, która postrzega świat w ten sam lub podobny sposób jak postrzegają go oni.


 Gdy jednak znajdą taką osobę, ich świat nabiera kolorowych barw i zaczyna żyć. Każdy jego zakątek jest przepełniony szczęściem dzięki wsparciu drugiej osoby przez którą, uśmiech sam pojawia się na ich twarzach.


    
                      * Alice' POV *


Powoli stawiałam odpowiednio kroki, starając się powtarzać ruchy naszej nauczycielki tańca. Co chwila zbierałam pochwały, ale to już nie jest to samo. Prawdę mówiąc nie wysilam się tak bardzo jak mogę i nie daję z siebie dwustu procent ponieważ już mi tak na tym nie zależy. 




Robię to tylko dla Niny, żeby nie chodziła na te zajęcia sama. Tak, zapisałyśmy się. Nie mogę uwieżyć w to, że się zgodziłam. Przecież po śmierci ojca obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie zatańczę. Wyszło na to że jesteśmy w grupie, która umie wszystkiego po trochu z wyszczególnieniem hip-hop'u i baletu. To co umiem. Sorry, poprawiam się.. umiałam najlepiej.



- Dobra, to koniec na dzisiaj. Spotkamy się za tydzień. - Młoda kobieta klasnęła w dłonie odwracając się do nas tyłem i grzebiąc coś w swojej torbie. Chwilę później jednak, spojrzała spowrotem w naszą stronę prostując się. - Aa! Zapomniałabym.. Przepraszam. Na następnych zajęciach będziecie ćwiczyć z naszym zaawansowanym zespołem tanecznym. Może nauczycie się czegoś więcej.. Okej, już jesteście wolni. Na razie. - Powiedziała, odprawiając nas ruchem dłoni w stronę szatni. Gdy wychodziłam prawie ostatnia, Kathy, bo tak miała na imię, zatrzymała mnie, krzycząc moje imię.



- Tak? - Spytałam skonsternowana.
- Mam do ciebie jedno pytanie. - Bąknęła pocierając swoje dłonie. 
- Hmm? - Zachęciłam ją do kontynuowania.
- Czy ty.. tańczyłaś kiedyś? Jesteś naprawdę dobra. - Odparła kręcąc głową.
- Ymm.. - Zacięłam się na chwilę. Powiedzieć prawdę? W jednym momencie przed oczami mignęły mi wszystkie dni spędzone na sali razem z Ellie, to, jak mój tata zawsze odwoził mnie na zajęcia, jak kazał pokazywać każdy nowy układ. Wspierał mnie w tym, uważał, że jestem najlepsza, że mogę wiele osiągnąć w tym kierunku... ale jego już nie ma. W oczach zbierały mi się łzy. - Nie, nie tańczyłam. - Powiedziałam poważnie, próbując opanować drżący i łamiący się głos. - Do widzenia. - Odparłam wychodząc z sali i zcierając dwie samotne krople łez spływające po moich policzkach. Nic już nie powiedziała.


- Kocham cię córeczko.. - Powiedział wtulając się w ciało drobnej dziewczynki.
- Przecież wiem tato. Mówisz mi to co pięć minut. - Zaśmiała się i spojrzała prosto w promieniejące szczęściem oczy swojego ojca.


                                ***

Siedziałam na łóżku, wpatrując się w dwa zaklejone taśmą pudła z napisanym moim imieniem. Westchnęłam ciężko, w końcu odważając się otworzyć jedno z nich. Z moich oczu wydostał się wodospad łez, gdy w jego wnętrzu spostrzegłam zdjęcie mnie i taty. Chwyciłam ramkę w obie dłonie, przypatrując się zdjęciu dokładniej. Obejmował mnie ramieniem i akurat wtedy zrobiliśmy dziwne, śmieszne miny do obiektywu aparatu. Zaśmiałam się przez łzy, by po chwili znów wrócić do poważnej miny. Odłożyłam je na miejsce i chwyciłam za następną rzecz. Bransoletka przyjaźni. 




Ellie ma taką samą.. przynajmniej miała. Nie wiem co się z nią teraz dzieje i gdzie jest, ale chciałabym znów ją zobaczyć.. Przytulić. Była dla mnie jak siostra. 


Następna rzecz. Baletki.





Kiedyś tańczyłam wszystko, ale to właśnie balet był zawsze numer jeden. Nie wiem dlaczego. Po prostu to kocham.. kochałam.. Czy kocham dalej? Nie wiem. Nie tańczyłam niczego od prawie czterech lat, ale takich rzeczy nigdy się nie zapomina, prawda? 

      
                     * Liam' POV *


Siadziałem samotnie na kanapie co chwila, pilotem przerzucając kanały. Nudziło mi się cholernie. W pewnym momencie jednak, zadzwonił dzwonek do drzwi, oznajmujący mnie o przybyciu jakiegoś gościa. Zdziwiłem się trochę bo myślałem, że dzisiaj nikt do mnie nie przyjdzie, a tu proszę, niespodziewana wizyta. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi, otwierając je. Zdziwiło mnie to jeszcze bardziej, gdy w progu ujrzałem Louisa.
- Siema. - Przywitał się i wepchał mi do mieszkania. Okej...
- Co ty tu robisz? - Spytałem nadal zszokowany jego wizytą.
- Przyszedłem cię odwiedzić, musimy pogadać. - Powiedział, rozwalając się na kanapie. Pogadać?
- Niby o czym?
- Siadaj. - Poklepał miejsce obok siebie, a ja usiadłem na przeciwko niego, patrząc zdekoncentrowanym wzrokiem.
- No to o co chodzi?
- O Ninę. - Powiedział spokojnie. Otworzyłem szerzej oczy. 
- Ninę? - Mruknęłem zaciekawiony.
- Taa.. Ninę. - Warknął przewracając oczami.
- Co z nią?
- Właśnie przyszedłem oznajmić ci, że jesteśmy razem, żebyś nie miał wątów. - Odparł z obojętną miną. Że co?!  Popatrzyłem na niego zszokowany. On? Z Niną?! Czemu mi o tym nie powiedziała?!
- Co?! - Wrzasnęłem zdenerwowany.
- To co słyszałeś. Jestem z Niną od jakiegoś niecałego tygodnia. Z resztą.. Słyszałem że Alice też sobie kogoś znalazła. - Że jak?! Moja Alice?! 
- Skąd ty to możesz wiedzieć? - Mruknąłem spuszczając głowę.
- Powiedziała Ninie a ona mi. - Nie. To nie możliwe. Byłem załamany. Muszę z nią pogadać. Także o tym, skąd zna Zayna Malika. 


                             ***


- Halo? 
- Hej, Alice. Robisz coś ważnego? - Spytałem spokojnie.
- Nie szczególnie. Wróciłam właśnie z zajęć tanecznych. Nina mnie namówiła.. a co? Chcesz się spotkać? - Powiedziała wesołym tonem.
- Taaa.. musimy pogadać. - Westchnęłem głośno. 
- Coś się stało? - Odparła z wyczuwalną troską w głosie.
- Nie.. poprostu. Przyjadę za parę minut.


                             ***


- O co więc chodzi? - Spytała wpatrując się we mnie z zaciekawieniem. 
- Skąd znasz Malika? - Rzuciłem prosto z mostu. Może trochę nieprzyjemnie, ale to nie miało tak wyglądać.
- O co ci chodzi? Poprostu znam. To ty mi lepiej powiedz skąd ty go znasz. - Bąknęła szybko.
- Chodzi mi o to, że nie możesz się z nim spotykać. On jest cholernie niebezpieczny. - Odparłem patrząc jej prosto w oczy. Zobaczyłem w nich zdziwienie.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? Niby dlaczego miałby być niebezpieczny? - Spytała ze zdenerwowaniem w głosie.
- Uwierz mi. Wiem o nim więcej niż mogłoby ci się wydawać. - Otworzyła szeroko oczy patrząc na mnie niezrozumiale. - On jest liderem najniebezpieczniejszego gangu w mieście. Zabija ludzi. - Powiedziałem poddenerwowany.
- Co?! - Była kompletnie zszokowana. Zakryła usta dłonią i zamknęła oczy, kręcąc głową. - Nie. Nie kłam. On nie skrzywdziłby muchy.
- Tak ci się tylko wydaje. - Przetarłem twarz dłonią.



______________________________________________________________________

środa, 21 maja 2014

Rozdział 18

                         * Louis' POV *


Wcale nie zdziwiłem się, gdy Zayn wycofał całą tą akcję i dał spokój Liamowi. Zdziwiłem się jednak ogromnie, gdy Nina oznajmiła mi, że Alice zna Zayna, a w dodatku są od niedawna razem. Tak właściwie to powiedziała mi o tym, w tym samym dniu. To był dopiero szok. To bez wątpienia jej zasługa, że nie ruszamy Liama. Jeśli chodzi o mój związek z Niną, to jest coraz lepiej. Z każdym dniem kocham ją jeszcze bardziej. Bardzo mi na niej zależy. Jest całym moim światem. Nie wymieniłbym w niej niczego. 



Doskonale się dogadujemy, prawie w ogóle nie kłócimy, jeżeli zdarzy się takowa sprzeczka to chodzi o jakieś dronostki, takie jak zjedzenie ostatniego chipsa czy kradzież pilota. Czasami, a raczej bardzo często żartujemy sobie z wszystkiego albo obracamy większe kłótnie w żart. Nie umiem się na nią gniewać, jest zbyt urocza. I ta jej mina zbitego pieska.. po prostu nie mogę.. jak już, to jestem na nią wkurzony minutę, może dwie. To chyba mój rekord. Więcej nie wytrzymuję. Każdy jej uśmiech przyprawia mnie o zawroty głowy i sprawia, że miękną mi kolana. Po prostu jestem w niej zakochany po uszy. Zrobiłbym wszystko, żeby ten uśmiech utrzymywał się na jej twarzy przez cały czas. Chcę żeby była szczęśliwa, ze mną. Przycisnęłem moją miłość mocniej do klatki piersiowej. 




Mam ogromne szczęście. Nie wiem czy na nią zasługuję, ale jeżeli ona jest przeze mnie szczęśliwa to niech trwa to jak najdłużej. Tylko tego teraz pragnę. Jej szczęścia. Odwróciła się w moją stronę, patrząc prosto w oczy.





                      * Alice' POV *


Jutro koniec roku szkolnego. Długo na to czekałam, ponieważ uwielbiam wakacje, z resztą, chyba jak każdy, bo kto nie lubi wakacji i dwóch miesięcy wolnego? Jest bardzo mało takich osób, jeżeli w ogóle są. Z pewnością jednak, nie należę do nich mimo dobrych ocen. Szybko przeszłam trasę szkoła - dom 
rozkoszując się gorącymi promieniami słonecznymi. Zayn nawet raz mi wyjechał z takim tekstem na podryw, że niby są prawie tak piękne jak ja. Zaśmiałam się na samo wspomnienie tej sytuacji i złapałam za klamkę drzwi wejściowych by chwilę potem znaleźć się pośród czterech ścian mojego korytarza. 



W trakcie zajęć mulat wysłał mi chyba z milion wiadomości o podobnej treści, czyli ' tęsknię za tobą ' z pierdyliardem serduszek. Nie powiem.. przy czytaniu każdej jednej miałam banana na twarzy, ale nauczyciel prawie zabrał mi telefon. Wtedy byłaby to jego wina. 
- Hej mamo! Wróciłam! - Krzyknęłam zdejmując buty i chwilę potem pewnym krokiem wchodząc do kuchni.
- Cześć Alice. Jak tam w szkole? - Spytała moja rodzicielka mieszając sos w garnku.



- Spoko. - Mruknęłam. - Idę do siebie.
- Za dziesięć minut będzie obiad. - Powiedziała zanim zaczęłam gnać po schodach do mojego pokoju.
- Zejdę! - Wrzasnęłam, już z góry schodów. Rzuciłam się na łóżko i od razu wyciągnęłam z kieszeni telefon, wybierając numer Zayna. Odebrał niemal od razu. 
- Cześć Kochanie. - Przez te drugie słowo prawie dostałam zawału. Westchnęłam głośno po kilku sekundach w końcu zaszczycając go moim głosem.
- Hej. - Ucięłam krótko. - Co robisz?
- Nic ciekawego. A co? Już się stęskniłaś? - Powiedział rozbawiony.
- Wcale nie. - Odparłam. Kłamstwo.
- No to dlaczego niby dzwonisz? - Zagiął mnie tym. Muszę się chyba przyznać. Zaśmiał się cicho. 
- Dobra, tęsknię. 
- Wiedziałem. - Wybuchł głośnym śmiechem, tak że aż odrzuciło mnie od słuchawki.
- A ty to niby nie? - Warknęłam udając obużoną.
- Cholernie.
- No właśnie. - Powiedziałam zwycięskim głosem. 
- Jesteś teraz bardzo zajęta? - Spytał spokojnie. 
- Nie. Właśnie wróciłam ze szkoły. - Odparłam zgodnie z prawdą.
- To dobrze, bo wychodzimy. 
- Fajnie że mnie o tym poinformowałeś. - Przewróciłam oczami z irytacją. Okej. - Błagam.. tylko nie impreza.
- Nie. Tym razem nie. - Znowu się ze mnie śmiał. No ja nie mogę.. Westchnęłam z ulgą. Na szczęście.
- Chyba nie mam wyboru. - Mruknęłam cicho.
- Raczej nie. Będę za piętnaście minut. Do zobaczenia - Nie zdąrzyłam nawet nic powiedzieć bo się rozłączył. Cholera. Muszę się przebrać.






                                 ***


Okej. Jest całkiem spoko, tylko gdzie idziemy?! Czemu on nigdy mi niczego nie mówi?! Ghhh... może to zwykły spacer albo coś.. liczę na to. Zeszłam na dół i szybko zjadłam obiad po czym rozwaliłam się na kanapie, włączając telewizor. Czekałam około pięć minut, gdy w końcu usłyszałam upragniony dzwonek do drzwi. 



- Mamo! Wychodzę! - Krzyknęłam otwierając je i od razu rzucając mu się na szyję.
- Fajne powitanie. Miło. - Mruknął prosto w moje włosy, obejmując mocno. Wdychałam piękny zapach jego perfum pomieszany z dymem papierosowym. Odsunęłam się i obczaiłam jego wygląd. Szara koszulka, spodenki do kolan i czarne nike z białymi wstawkami. Zdecydowanie mogę pokazać się z nim publicznie. Przystojniak. Mój. Uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę.






- To gdzie idziemy? - Spytałam zaczynając iść obok niego.
- Nie wiem. Myślałem o pójściu na lody i jakiś spacer. Poprostu chciałem spędzić z tobą trochę czasu. - Powiedział chwytając się ręką o kark i patrząc w chodnik.
- Okej. Super. - Odparłam uśmiechając się jeszcze szerzej niż wcześniej.






______________________________________________________________________

                              <33333

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 17

                        * Zayn' POV *

Spojrzałem na nią kompletnie zszokowany. Nie wiedziałem co powiedzieć. Naprawdę mnie zatkało. Gdy w końcu uświadomiłem sobie co Alice właśnie powiedziała, na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.


- J-ja? - Spytałem jąkając się. Przytaknęła nieśmiało głową słodko się przy tym rumieniąc. Naprawdę nie mogłem uwieżyć w jej słowa... Wstrząsnęło mną to ogromnie. Nawet w najlepszych snach nie wymarzyłem sobie takiej sytuacji. Co?! Piękna i mądra Alice siedzi przed tobą i mówi, że cię kocha czekając na twoją reakcję, a ty siedzisz odrętwiały nic nie mówiąc?! Ogarnij się człowieku! Potrząsnęłem głową i przygarnęłem ją w moje ramiona. Ona się we mnie zakochała. Ona mnie kocha. Niech mi ktoś strzeli w ryj bo nie wierzę. -Ja czuję dokładnie to samo. - Mruknąłem w jej włosy. Poruszyła się niespokojnie. Myślała, że jest inaczej? Skąd. Zakochałem się w niej pierwszy. Tak myślę. Nadal nie mogę w to uwieżyć. 


- Co teraz? - Szepnęła ledwo słyszalnie. No właśnie. Co teraz? Dobre pytanie... Sam do końca nie wiem. Powinno być tylko lepiej. - Może... - Zaczęła, ale uciszyłem ją pocałunkiem.




                

                       * Alice' POV *

Znowu mnie pocałował. Przecież my nie możemy. Nawet nie jesteśmy razem. Właśnie. Kocham go, on kocha mnie. O co tu chodzi? To wszystko dzieje się w takim tempie, że nie wyrabiam. To mnie przytłacza. Nie wiem nawet co mam o tym myśleć. To uczucie jest poprostu chore. Czemu tak szybko? Może tak musi być? Oderwałam się od niego i schowałam twarz w dłoniach.


- Co jest? - Usłyszałam jego głos gdzieś z boku.
- Nie, nic. Wszystko w porządku. - Nie do końca, ale przecież mu tego nie powiem.
- Widzę, że nie jest w porządku. Zachowujesz się jakbyś chciała wycofać te słowa. - Powiedział niepewnie.
- Co? Nie! - Wrzasnęłam chyba trochę za głośno. Jak on mógł to w ogóle powiedzieć?! - Oczywiście, że nie. - Popatrzyłam prosto w jego oczy. Mówiłam prawdę. Nie mogłabym... Uśmiechnął się lekko z widocznym rozbawieniem w oczach. 




Bawi go mój nagły wybuch? Właśnie. Dlaczego w ogóle tak zareagowałam? To zaszło już tak daleko? Przewróciłam oczami i rozłożyłam się wygodnie na kanapie. Robi się trochę niezręcznie. Dziwne. 
- To dobrze. - Mruknął pod nosem, przybliżając się i obejmując mnie ramieniem.
- Mam nadzieję, że ty też nie wycofujesz swoich słów. - Powiedziałam szybko.
- Zwariowałaś? - Przycisnął mnie mocniej do siebie całując w czubek głowy. - Nigdy. - Westchnęłam z ulgą, gdy upewnił mnie że nie zrobiłam z siebie idiotki. Na szczęście. - Może moglibyśmy... no wiesz.. spróbować. - Co spróbować? O co mu chodzi? Popatrzyłam na niego ze znakiem zapytania wypisanym na twarzy. Spróbować? Aaa! Chodzi mu o bycie razem? Jejku.. Jaka idiotka. Zaraz, wróć.. Czy on właśnie zapytał mnie.. Co?! Jasne! Pewnie! Oczywiście! 
- Hmm.. No nie wiem.. - Mruknęłam patrząc w podłogę. Mówię co myślę, no nie? Wreszcie odważyłam się podnieść wzrok i spojrzeć mu prosto w oczy. Przęknął ślinę i popatrzył na mnie z nadzieją. Dobry jest.


- Proszę. Będę się starać. Kocham cię. - No to już po mnie. Zmiękłam. Rozpłynęłam się. Umarłam. 
- Okej.. - Szepnęłam powoli łapiąc go za rękę. Wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam się tym samym. Jego tęczówki aż błyszczały ze szczęścia. Oddałabym wszystko żeby było tak cały czas. I już? To wszystko? Jesteśmy razem? Tak po prostu? Już? Jestem z Zaynem Malikiem? Wpatrywałam się pusto w ścianę, wtulając w jego rozgrzaną klatkę piersiową. Nagle w jego kieszeni zaczął dzwonić telefon.


- Przepraszam. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pomieszczenia by móc odebrać. Westchnęłam i podciągnęłam nogi pod brodę, opierając ją o kolana.


                     * Zayn' POV *


W momencie gdy byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wtulałem się w moją dziwczynę.. jak to fajnie brzmi.. oczywiście właśnie wtedy musiał zadzwonić Harry.


- Hmm? - Mruknęłem do słuchawki.
- No siema stary. Chciałem się tylko dowiedzieć czy ten plan sprzed tygodnia jest aktualny. 
- Nie. Odwołuję go.
- Co? Niby dlaczego? Tak po prostu odpuszczasz Liamowi?
- Tak.
- Z jakiego powodu?
- Nie twoja sprawa Styles.
- Oczywiście że moja. 
- Właśnie że nie. 
- Powiedz mi do cholery. - Weschnęłem głośno z irytacją przecierając twarz dłonią.
- Tu chodzi o moją dziewczynę. - Bąknęłem ledwo słyszalnie.
- Pierdolisz. Przecież ty nie masz żadnej laski. - Przewróciłem oczami.
- Mam.
- Od kiedy niby?
- Nie ważne. Pilnuj swoich spraw. Przyjaźni się z Liamem.
- Że co do chuja?! 
- Opanuj język Styles. - Warknąłem.
- Nie mów mi nawet że ma na imię Alice.
- Co? Znasz ją?
- Porwaliśmy ją niedawno. - Zastygłem w bezruchu. Byłem totalnie w szoku. Jak oni mogli to zrobić?! Stało jej się coś wtedy? Ja pierdole.
- Urwę ci jaja.

                        * Nina' POV *

Zaczęłam śmiać się głośno z Louisa, który właśnie tańczył na środku ulicy makarenę. Prawie turlałam się ze śmiechu. Boże.. jaka siara.. Ja go nie znam.



- Kochanie! Chodź, zatańcz ze mną. - Wybuchłam jeszcze większym śmiechem.
- Chyba cię pogrzało. - Krzyknęłam z końca chodnika, opierając się o murek. On jest naprawdę porąbany. Obejrzałam się wkoło i spostrzegłam, że ludzie się na niego gapią i chichoczą pod nosem. Mój chłopak to debil. W końcu otrząsnęłam się i podbiegłam do niego, ciągnąc za ramię na chodnik. 


- Nie śmiej się ze mnie. - Udawał oburzonego, na co ja jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać, przytulając do jego boku. 
- Gdybyś nie był takim głupkiem i nie robił z siebie idioty to bym się nie śmiała. - Powiedziałam spokojnie.







______________________________________________________________________




piątek, 16 maja 2014

Rozdział 16

                        * Alice' POV *

Jest dziwnie. Nie wiem czy to co myślę, że czuję, jest prawdziwe. Dzwonił chyba z milion razy. W nocy, rano, w południe. Dosłownie co sekundę. Nie dziwię mu się. Pewnie w ogóle nie ma pojęcia o co mi chodzi. Nie oczekuję od niego jakichś wyznań miłosnych, bo to pewnie nigdy nie będzie miało miejsca. Nie czuje tego co ja. Jestem tego pewna. No może nie w stu procentach przez ten pocałunek razy dwa, ale po części właśnie tak jest. Mogę się mylić. Nie mam pojęcia. Nie mogę zajrzeć do jego myśli. Jeśli chodzi o moje spotkanie z Niną, to wyszło na to, że teraz siedzimy z w ' Starbucks coffee '. Opowiedziałam jej o tym wszystkim ze szczegółami. Oczywiście ochrzaniła mnie za tą ucieczkę, ale to nic. Powiedziała, że powinnam do niego zadzwonić i przeprosić, albo przynajmniej odebrać. Zachowuję się strasznie dziecinnie i egoistycznie, chyba pora to zmienić. Jeśli chodzi o Ninę, to zaczęła spotykać się z Louisem. Tak na poważnie. Gdy usłyszałam te słowa wypowiadane z jej ust, to praktycznie pisnęłam ze szczęścia nie przejmując się dziwnymi spojrzeniami ze strony innych ludzi w kawiarni. To była dla mnie wspaniała wiadomość. Na serio. Gdy już wróciłam do domu i usiadłam na kanapie, przed telewizorem, mój telefon zaczął dzwonić. Zayn. Odebrać?! Uspokój się. Ogar. Zielona słuchawka.
- Hej. - Wypaliłam szybko. Może trochę za szybko.
- Alice? Co się stało? Czemu nie odbierasz telefonu? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie. To nie twoja wina. - Odparłam z westchnięciem. A może to jednak trochę jego wina? W końcu to w nim chyba się zakochałam do cholery.
- No to o co chodzi? - Usiadłam na łóżku z zdenerwowania skubiąc kawałek pościeli.
- To skomplikowane.
- To mi to wyjaśnij.
- Długa historia.
- Mam czas. - Kurde.
- To raczej nie na telefon. - Odparłam, na co on chyba trochę się zdziwił, bowiem na chwilę się zawiesił.
- Hmmm… No to się spotkajmy. - Przęknęłam ślinę i potrząsnęłam głową, żeby chociaż trochę się ogarnąć. 
- Okej. - Mam nadzieję, że tym razem nie ucieknę. 
- Dobra. Przyjadę po ciebie i pojedziemy do mnie? Jeśli to takie ważne to nikt nam nie będzie przeszkadzać. - Czy on ma na myśli moją matkę? Ale sam na sam z nim? Znowu?
- Za pół godziny?
- Będę. Tylko nie uciekaj. - Znowu wyszłam na idiotkę. Boże, jaki wstyd. Nie musisz wypominać mi tego do końca życia. Naprawdę, nie trzeba.
- Czekam. - Rozłączyłam się jak najszybciej umiałam i pognałam do łazienki po drodze łapiąc jakieś przypadkowe ciuchy. Przecież nie mogę wyglądać jak jakieś ufo przed greckim… leniwcem na haju.


Ubrałam okulary żeby nie mógł widzieć moich oczu. Tak na wszelki wypadek, bo podobno z oczu można wyczytać miłość. Nie wątpliwie mógłby. Co ja wygaduję? to już jakaś obsesja? Właśnie dlatego wzięłam okulary. Nie wiem czy będę potrafiła mu powiedzieć. Możliwe, że mnie wyśmieje, powie, że nie jestem w jego typie, a to zabolałoby najbardziej. Boję się jego reakcji. Potem przez resztę jego życia będzie się ze mnie nabijał, nawet jeśli dalej będę jego przyjaciółką. Za dużo o tym myślę. Chcę mieć to już za sobą. Jakby na zawołanie, właśnie w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. A może nie? Strasznie się zestresowałam, ręce zaczęły mi się pocić. Mam go znowu zobaczyć? A co jeśli dostanę zawału serca? Zbiegłam po schodach podtrzymując kapelusz, żeby mi nie spadł. Otworzyłam drzwi, a w moim brzuchu obudziło się stado motyli wraz z ujrzeniem jego osoby. Co się dzieje? Teraz to już chyba jestem tego pewna w stu procentach, zważywszy na to, w jaki sposób reaguję na jego obecność, jak na mnie działa. 
- Cześć, Alice. - Przywitał się z szerokim uśmiechem, powalającym mnie na kolana. Nawet nie masz pojęcia...
- Hej. - Urwałam szybko unikając jego wzroku, bo wtedy chyba bym zemdlała. Zrobiło się gorąco. I to wcale nie przez temperaturę panującą na zewnątrz. Czarne plamy. Dlaczego tak mi na tym zależy? 
- Idziemy? - Ten głos... Proszę cię, nie mów już nic więcej. Nie odzywaj się.


Proszę. Skinęłam tylko jak gdyby nigdy nic i ruszyłam w stronę jego samochodu, który w tym momencie nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Miałam w dupie to, że jest cholernie drogi i nowoczesny. Liczył się tylko on. Kiedy ja zdążyłam a ż tak się w nim... zakochać. Tak, przyznaję się. Znam go około trzech tygodni, a już mnie w sobie rozkochał nawet o tym nie wiedząc. A to tylko dlatego, że musiałam zachować się jak idiotka i uciec, zamiast mu o tym powiedzieć. Ale z drugiej strony zdąrzyłam już wszystko przemyśleć i jestem co do tego pewna. Tylko jak mu to teraz powiedzieć? Nie powiem, zdziwiłam się ogromnie gdy złapał mnie za rękę, w samochodzie, gdy już jechaliśmy. 


Wcale nie pomagasz... Grrr… spajrzałam na nasze złączone ręce i mimowolnie się uśmiechnęłam. Może nie jest tak źle? Jeżeli złapał mnie za rękę to może.. może też coś do mnie czuje? Dobra, uspokój się, Alice. To jeszcze nic nie znaczy. Dłoń zaczęła mi drżeć, a on chyba to wyczuł.
- Zimno ci? Przecież na dworze jest gorąco, tu z resztą też.
- Co? Nie. - Znowu pewnie wyglądam jak pomidor.
- Więc o co chodzi? Cała się trzęsiesz. - To ze strachu pacanie.
- O nic.
- To co masz mi do powiedzenia jest aż takie straszne? - Ani trochę.
- Nie straszne... tylko..
- Tylko?
- Stresujące. - Tak! Punkt dla mnie za dobrą odpowiedź panie piękny! Wygrałam coś może? Nie? Już się zamknął, to dobrze bo nie zniosłabym dłużej słuchania tego pięknego głosu. 

                               ***

- Co chciałaś mi powiedzieć? - Ten moment nadszedł. Resztki odwagi uszły ze mnie w mgnieniu oka.
- No.. Bo wiesz.. - Jąkałam się. Bardzo dobry znak, oczywiście. Mistrzyni sarkazmu się kłania.
- Słucham. - Powiedział spokojnie. No to się zaraz zdziwi...
- Chyba się zakochałam. - Wypaliłam prosto z mostu. No prawie. W jego oczach zobaczyłam szok i ... Zawód? Czy ja dobrze widzę?
- Rozumiem. Nie chcesz mi robić zbędnych nadziei, dlatego mi to mówisz. Nie wiedziałem, że zauważyłaś. - Słuchałam go uważnie. Jakich nadziei? Co miałabym niby zauważyć?
- Nie. Nie o to mi chodzi.
- Jak to nie o to? Mam zniknąć z twojego życia, albo sobie odpuścić, tak? - Że co?! O czym on mówi do cholery?! Co odpuścić?!
- Nie! Czekaj! Nie rozumiesz..
- Kim on jest? - Co?! Spojrzałam na niego niezrozumiale. - No co? Chcę wiedzieć, czy osoba na której cholernie mi zależy, zakochała się we właściwej osobie. Kto to? Znam go?
- To ty.

______________________________________________________________________


                          UWAGA !!! 

BYŁABYM OGROMNIE WDZIĘCZNA, GDYBYŚCIE ZAJŻELI NA TEGO BLOGA : holdmeinyourarms-louistomlinson.blogspot.com