Gdy wróciłam tego dnia do domu pierwsze co zrobiłam to otworzyłam lodówkę bo uświadomiłem sobie że jeszcze dzisiaj nic nie jadłam. Zrobiłam sobie trzy kanapki i do szklanki wlałam sok pomarańczowy.
- Gdzie byłaś? - Usłyszałam za sobą głos mamy.
- U Niny.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Bo… tak nagle zadzwoniła i…
- Dobra. - Machnęła ręką i poszła do salonu. Uffff... Udało się... Ale czy to nie było zbyt proste? Uniosłam brew biorąc łyk soku. To co mówił Zayn kilka godzin temu było dziwnie przerażające. O co mu chodziło z Louisem? Zna go? Byłam zbyt przestraszona jego osobą żeby o cokolwiek spytać. Odwiózł mnie do domu. Kiwałam tylko głową. Dalej nie mogę przestać być zadziwiona jego zachowaniem. Nie wiem co myśleć. Skończyły się kanapki. Poszłam na górę i położyłam się łóżku patrząc w sufit. Zamknęłam oczy. Co widzę? Liam. Kurwa. Liam. Popierdolony kutas myślący tylko o sobie. Kurwa. Mój najlepszy przyjaciel. Mój brat. Moje szczęście. Za co ja go winię? Za prawdę? Nie byłam na pogrzebie ojca ani nie pojechałam nigdy odwiedzić jego grobu. W dalszym ciągu nie potrafię się z tym pogodzić. Codziennie żyję w nadziei że wróci z pracy witając się z nami tym swoim wesołym głosem. Przyjdzie, przytuli...
- Cześć córeczko! Gdzie mama? - Spytał uśmiechając się od ucha do ucha.
- Poszła do sklepu. Dopiero wróciłam ze szkoły. - Odparłam rzucając mu się na szyję i chichocząc. - Zawieziesz mnie dzisiaj na zajęcia?
- Nie ma sprawy skarbie. Kiedy się zaczynają?
- Za godzinę. - Mruknęłam prosto w jego ramię. - Idę do pokoju. - Odparłam wspinając się po schodach. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam zastanawiać nad sensem słów mojej siostry, Ellie. Tak naprawdę nie jest moją siostrą ale tak nazywamy siebie nawzajem. Powiedziała że kiedyś zostanę najlepszą tancerką na świecie. Bzdura. Ona tańczy lepiej. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi.
- Tu jest moja księżniczka! Przyniosłem kakao.
- Tato! Mam już prawie czternaście lat.
- No i co z tego? - Zaśmiał się głośno i wepchnął mi w dłoń kubek z ciemną cieczą i bitą śmietaną. - Co tam? Jak twój nowy układ?
- Świetnie! Patrz na to. - Gwałtownie wstałam i pokazałam mu nowy ruch z mojej choreografii który wymyśliłam razem z Ellie.
- Wow! Super!
- Co nie? - Usiadłam spowrotem na swoje miejsce i upiłam łyk gorącej czekolady. Zaczął mi się bardzo dokładnie przyglądać. - Co się tak patrzysz? - Zaśmiałam się.
- Jesteś już taka duża... Dlaczego czas tak szybko mija? - Pocałował mnie w czoło i pogładził po policzku - Dla mnie i tak zawsze będziesz moją małą córeczką. - Oddałam mu pusty już, kubek i głośno westchnęłam. - Powiem ci pewny cytat…
- Oj tato! Znowu… - Jęknęłam niezadowolona i przewróciłam oczami.
- Śpieszmy się kochać ludzi. Tak szybko odchodzą.
***
- Jedziemy już tato?! - Krzyknęłam zbiegając po schodach i naciągając kurtkę na ramiona.
- Tak, tak. Już. - Mój rodziciel wyłonił się z kuchni z kluczami w dłoni. - Chodźmy. - Wyszedł z domu a ja zaraz za nim. Dojechaliśmy w dziesięć minut.
- O której cię odebrać?
- O dziewiętnastej. - Przytulił mnie mocno.
- Pa córeczko. Kocham cię.
- Ja ciebie też tato ale przecież widzimy się za dwie godziny. - Wywróciłam oczami.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Pomachał mi i odjechał a ja poszłam na zajęcia taneczne.
***
Wyszłam z budynku i czekałam na tatę. Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Nie był to tata tylko mama. O co chodzi? Może nie ma czasu i to ona po mnie przyjedzie?
- Halo? Mamo? - Powiedziałam skonsternowanym głosem
- Alice… - Płakała. Ale dlaczego?
- Dlaczego płaczesz? I czemu nie ma taty, powinien już być. - Spytałam zaskoczona.
- Tata… on… on nie żyje. Jechał po ciebie. Zginął na miejscu. - Wyszlochała moja rodzicielka.
- Co?! - Wrzasnęłam. - To nie prawda. Przestań kłamać! - Upuściłam komórkę która roztrzaskała się na drobne części na twardym betonie. To nie możliwe. Upadłam na kolana a po moich policzkach spływały chektolitry łez. Zwinęłam się w kulkę na środku chodnika i płakałam. Poprostu. Zaczęło padać. Bardzo. Ale ja nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca.
Potrząsnęłam głową i starłam pojedyńcze łzy wierzchem dłoni. Pamiętam że zamknęłam się w pokoju na dwa tygodnie. Miałam anoreksję. Nie chodziłam do szkoły. To było dla mnie dziwnie podejrzane. " Śpieszmy się kochać ludzi " a potem jeszcze " Nigdy nic nie wiadomo " Jakby wiedział, że umrze. Dziwne. W kieszeni zawibrował mi telefon. Liam. Nie ma mowy. Odrzuciłam połączenie i zadzwoniłam do Niny.
- Gdzie ty byłaś i czemu mam cię kryć?
- Na imprezie.
- Z kim? Z tego co wiem to ostro pokłóciłaś się z Liamem.
- To przez niego.
- Musiałaś go sprowokować.
- Może i tak. Ale mimo wszystko to on powinien mnie przeprosić. Powiedział o kilka słów za dużo więc dostał w twarz.
- Auć. Aż tak?
- Niestety.
- Dzwonił.
- Taa… nawet przed chwilą.
- Czemu nie odebrałaś? Może chce cię przeprosić i się spotkać a ty co…
- Dlaczego od razu zakładasz że nie odebrałam?
- Bo cię dobrze znam Alice. A co? Odebrałaś?
- Nie.
- No właśnie.
- Następnym razem odbiorę. To prawie mój brat. Jedna z najważniejszych osób w moim życiu.
- No ja myślę. No więc z kim byłaś?
- Z takim kolegą.
- Czemu go nie znam? Przystojny?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Fajnie było?
- Nawet.
- Dobra. Ja już muszę kończyć. Kocham. Pa.
- Pa. - Westchnęłam i włożyłam telefon spowrotem do kieszeni. Wszystko jest takie pogmatwane... Życie jest dziwne.
___________________________________
___________________________________
;)