niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 8

                     * Alice' POV *

Obudziłam się w jakimś pokoju z ciemnymi ścianami. Z pewnością nie był mój. Gdzie ja jestem do cholery?! Poderwałam się gwałtownie z łóżka które także nie było moje. What?! Miałam na sobie sukienkę. Tą z imprezy... Właśnie! Impreza! Byłam w klubie z … Zaynem. Tak! Jestem u niego. Na pewno. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę łuku… no wiecie… takiego bez drzwi. Poziom mojej inteligencji mnie zadziwia. Przy blacie, na krześle siedział Zayn. Tyłem do mnie. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Postanowiłam że będę miła. W końcu pozwolił mi u siebie przenocować. Przynajmniej się postaram... Nic nie obiecuję. Z uśmiechem na ustach podeszłam do niego od tyłu i zakryłam mu oczy dłońmi. Pewnie wyglądam jak potwór ale nie wiem gdzie jest łazienka. Przytuliłam się do jego pleców i jedną rękę wsunęłam pod jego sweter. Ten prawie zakrztusił się kawą.
- Gdzie jest kibel? - Szepnęłam prosto do jego ucha.
- Korytarzem w prawo. - Powiedział rozbawiony mulat.
- Dzięki. Lepiej się nie odwracaj. - Odparłam kierując się spowrotem na korytarz i w prawo. Rzeczywiście łazienka. Ale co ja mam ubrać? Ta sukienka jest kurewsko niewygodna. Opłukałam twarz wodą zmywając makijaż oczu, wytarłam ją ręcznikiem wiszącym obok i przeczesałam włosy dłonią. Chyba już nie jest tak źle, pomyślałam spoglądając w lustro. Wróciłam się do kuchni ale nie było tam Zayna. Poszłam więc do pokoju. Tego w którym się obudziłam. Leżał na łóżku pisząc coś na telefonie. Wzrokiem odszukałam moją torebkę i wyjęłam z niej "Awaryjne legginsy" Tak. Noszę coś takiego w torebce. Chyba jako jedyna na tej planecie jestem przygotowana na takie coś. W sumie to nigdy nie wiadomo co znajdziesz w damskiej torebce…
- Ymm… Zayn? - Oderwał wzrok od komórki i spojrzał na mnie tymi pięknymi oczami… co Kurwa?! Wyłupiaste… gały o kolorze gówna! Tak, Alice trzymaj się tego. 
- Tak? Potrzebujesz czegoś?
- Nie mam co ubrać… No wiesz… masz jakąś koszulkę albo coś? - Wyjąkałam wpatrując się w jego przecudowne… wyłupiaste gały o kolorze gówna. Tak. Nie daj się zwieść. Bez słowa wstał z gracją godną greckiego… leniwca na haju. Dokładnie. Potrząsnęłam głową i złapałam frunącą w moją stronę szarą koszulkę. - Dzięki. Bąknęłam odwracając się na pięcie i pognałam w stronę łazienki niczym struś pędziwiatr... I tak nie wiem co to jest. Wzięłam szybki prysznic z udziałem mydła… bo na półce były same męskie żele. Nie chcę pachnieć jak facet. Ubrałam legginsy i koszulkę. Dodam że była dużo za duża. Sięgała mi do połowy ud. Albo ja jestem taka niska albo on jest olbrzymem. Prawda jest jednak taka że… w sumie po środku bo i ja jestem niska i on jest wysoki. O czym ja pierdolę? Wróciłam do tego pokoju i nie wiedziałam co mam robić. Mam tu jeszcze zostać? Może wrócić do domu? Chciałabym mieć jeszcze jakieś awaryjne trampki… Usiadłam obok niego i zaczęłam bawić się końcem koszulki.
- Zrobiłam wczoraj coś głupiego? Bo połowy nie pamiętam. - Spytałam spokojnie.
- Nie bardzo. - Powiedział odkładając telefon i mi się przyglądając. Kurwa. Niezręczna sytuacja. Kiedy ja zaczęłam tak dużo przeklinać w myślach?! Grrrr… co to znaczy nie bardzo?! Analizowałam to co pamiętałam. Siedzieliśmy przy barze, potem poszliśmy tańczyć. Kanapa. Obmacywał mnie zboczeniec. Co? Czy ja właśnie nazwałam go zboczeńcem? No dobra… znowu bar. Już wracaliśmy. Sprawdzałam chyba coś w telefonie i… o ja pierdole. Czy to stało się naprawdę, czy to tylko moja wybujała wyobraźnia?
- Pocałowałeś mnie. - Najwyżej się zbłaźnię.
- Tak. To prawda. - Czyli kurwa jednak.
- Pamiętasz to? 
- Jasne. Doskonale to pamiętam. Zrobiłem to świadomie.
- Dlaczego?
- Bo… sam nie wiem. - Pokręcił głową. No brawo gościu. Znasz dziewczynę pół dnia i całujesz ją nie wiadomo czemu. - Tak jakoś...
- Dobra. Skończ. - Przerwałam mu machając rękami na wszystkie strony i wstałam z łóżka. - Ile ty masz lat w ogóle? - Spytałam z irytacją. Znam tylko jego imię.
- Dwadzieścia. - Dużo. - A ty?
- Siedemnaście.
- Wyglądasz na więcej.
- Mówisz jak Louis... - Szepnęłam.
- Louis? - Podniósł lewą brew do góry i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Taa…? 
- Kto to?
- Mój przyjaciel.
- Przyjaciel… ile ma lat? - Spuścił wzrok i podrapał się po brodzie.
- dwadzieścia dwa. Czemu się tak o niego wypytujesz? - Warknęłam. Podniósł głowę. Jego oczy były czarne. Gwałtownie wstał.
- Nie ważne. Jak ma na nazwisko?
- Co jest? Czemu jesteś zły?
- Nie jestem. Powiedz to jebane nazwisko. - Podniósł głos. Co mu się dzieje?! 
- Co cię to obchodzi! Przecież…
- Powiedz! - Krzyknął kurwa. Jego oczy wyrażały tylko wściekłość i furię.
- Nie denerwuj się.
- Mów.
- Tomlinson. - Odwrócił się i popatrzył na mnie zaskoczony.
- Louis Tomlinson? - Spytał na co skinęłam głową. - Skąd go znasz?
- Nie ważne.
- Trzymaj się od niego z daleka.


________________________________________ 
 
Przepraszam że rozdziały są takie krótkie i w ogóle ;c pseplasam. No i tak. Chciałabym wiedzieć czy ktoś to w ogóle czyta. Widzę że jest dużo wyświetleń a komentarzy dwa, może trzy. Nie wymagam rozwiniętych wypowiedzi na temat rozdziałów, ale byłabym wdzięczna gdybyście dali znak że czytacie. Ploseeeeeee <3 

2 komentarze:

  1. *.* omg. xd mowilam.ci slownie ale pewnie zapomnialas wiec omg xd haha nwm.od czego zaczac :c ona ma sb isc do niny i powiedziec jej ze sb zostala u OBCEGO na noc ;o ona ma ja zjebac itp. i taki dramat "a co jak on cie zgwalcil?!?!" xd itp. xdd nwm co jeszcze pisac wiec masz slowa pozegnania : UCZ SIE POLSKIEGO NA TYM JEZYKU POLSKIM KTORY TRWA BO DO HUJA CI TO POTRZEBNE XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Boże dobrze ze tylko się całowali :)
    Czekam na next! :*

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? To skomentuj, albo zostaniesz zadźgany przeze mnie widelcem <3