Odetchnęłam głośno, wybudzając się z przeraźliwie strasznego koszmaru, od razu zrywając się do pozycji siedzącej, nie zważając na rękę Zayna na moim biodrze. Po czole spływały mi krople potu a plecy już miałam całe mokre.
Jęknęłam, łapiąc się za głowę i schowałam twarz w dłoniach, łkając pod nosem. Nagle zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Płonęłam od środka, kręcąc się po łóżku i nachylając do przodu. Oddychałam gorącym powietrzem a wszystko było jakieś zamazane.
W głowie mi dosłownie piszczało i nie chciało przestać. Ścisnęłam mocno powieki, czując coś dziwnego zbierającego się w moim gardle.
- Zayn.. - Jęknęłam płaczliwie, kręcąc głową i prawie wyrywając sobie włosy. Oczy koszmarnie mnie piekły. - Zay... - Powtórzyłam, nie dokańczając i czując w gardle całkowitą suszę.
Nagle podniósł się ze spanikowanym wyrazem twarzy.
- Co się dzieje. - Otworzył szeroko oczy. Nie mogłam nic powiedzieć. Położył rękę na moich plecach, włączając lampkę nocną, która po chwili rozświetliła cały pokój.
- Jezu.. - Wyjąkał, patrząc na to, jak wyglądam. Jęknęłam, szarpiąc głową na wszystkie strony. Spalam się. Krzyknęłam głośno, odchylając głowę do tyłu, na co aż podskoczył ze strachu. Pochyliłam się do przodu, wymiotując. Krwią.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na rozlewającą się pomiędzy moimi palcami czerwoną ciecz. Co do kurwy? Przełknęłam ślinę łapiąc mocno koszulkę Zayna, który był całkowicie sparaliżowany. - Jedziemy do szpitala. - Warknął, wstając szybko z łóżka.
- Nie! - Wrzasnęłam jeszcze głośniej, szarpiąc go za rękę. Podciągnęłam się na równe nogi, czołgając i podtrzymując ściany, robiąc przy tym krwawe ślady dłoni. Zawisłam na klamce od drzwi łazienki i odkręciłam lodowatą wodę, która momentalnie zapełniała małą wannę.
Upadłam na podłogę, czując że spalę wszystko czego dotknę. Wyrzuciłam koszulkę gdzieś na bok i z trudem podniosłam się o poręcz wanny, wchodząc do niej i zakręcając kran. Nie miałam siły na nic. Jęknęłam głośno, otwierając szeroko oczy i usta na ogromną różnicę temperatur. Zanurzyłam się cała, razem z głową, przestając kontaktować. Pożar ugaszony.
* Liam' POV *
Otworzyłem drzwi, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Rozejrzałem się po pokoju i ujrzałem Ninę w rogu pokoju, skuloną i zwiniętą w kulkę. Pokręciłem głową, podchodząc do okna i rozsuwając rolety, na co aż się wzdrygnęła, zamykając oczy.
- Nina. - Mruknąłem pod nosem, gładząc ją po ramieniu. - Wszystko będzie dobrze. Musisz naucz..
- Zamknij się! - Nie zdąrzyłem nawet nic powiedzieć bo przerwała mi głośnym wrzaskiem. - Idź stąd, idźcie wszyscy. Zostawcie nas.
Otworzyłem szeroko oczy, wycofując się, gdy posłała mi wzrok pełen wściekłości. Nie wiem co się z nią dzieje, ale to nie jest normalne. Nabrałem głośno powietrza i wypuściłem je dopiero gdy byłem za drzwiami, prowadzącymi do jej pokoju. To było na prawdę przerażające. Nas? Czy ona zaczyna wariować? Złapałem się za głowę, patrząc przed siebie pustym wzrokiem.
* Niall' POV *
Złożyłem ręce przed sobą, wzdychając i powoli stawiając kroki do wyjścia z cmentarza. Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego ktoś przynosi tu tyle białych róż? Czy to Nina? Pokręciłem głową ze zdekoncentrowaniem i schowałem dłonie w głębokich kieszeniach bluzy, wcześniej zarzucając kaptur na głowę.
Bez Louisa życie nie jest takie samo jak wcześniej. Zawsze nas wszystkich rozśmieszał.. nawet w jakichś dramatycznych sytuacjach. Często się na niego wkurzałem przez jakieś głupie drobnostki. Teraz tego żałuję, ale skąd miałem wiedzieć że on...
Przęknęłem głośno ślinę, przymykając na chwilę oczy i kolejno stawiając stopy na twardym, szarawym chodniku. Pamiętam jak kiedyś szliśmy tędy z.. na chwilę uśmiechnęłem się do siebie by zaraz potem opuścić kącki moich ust w całkowicie odwrotną stronę, uświadamiając sobie że Louisa nie ma i już nigdy nie będzie.
Zatrzepotałem rzęsami, próbując odgonić łzy. Ja nie płaczę. Nigdy. Zidentyfikowałem wzrokiem jakąś grubą gałąź, leżącą obok krawężnika i kopnąłem ją z całej siły. To był dobry człowiek. Czasami wkurwiający, ale dobry.
* Alice' POV *
Zamrugałam kilkukrotnie oczami, kręcąc głową, gdy poczułam ciepło na prawym policzku. Było dobrze... a po chwili jeszcze lepiej, bo zobaczyłam jego piękne, szeroko otwarte oczy wpatrujące się w każdy najmniejszy skrawek mojej twarzy.
Uśmiechnęłam się lekko, kładąc moją dłoń na jego, a on odetchnął z ulgą. Co się stało? Zmarszczyłam brwi, oglądając się wokół. Wszystko było w jak najlepszym porządku, tylko... na ścianie były czerwone ślady dłoni. Czy to krew? Przęknęłam głośno ślinę, podnosząc się na łokciach i przypominając sobie wszystko.
____________________________________________
Nominuję Cię do Liebster Blog Award! :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły u mnie na blogu: http://dark-horse-fanfiction.blogspot.com/p/nominacje.html
<3
Super rozdział ;) Biedna Alice ,ciekawe co jej jest
OdpowiedzUsuń