czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 27



                        * Nina' POV *


Westchnęłam głośno, nabierając powietrza i robiąc sobie przerwę od opiepszania Louisa. Zamknęłam oczy i przetarłam twarz dłońmi, odwracając się do niego plecami. 


Jaki do cholery wyścig?! Obiecał mi, że odkąd będziemy w związku, on nie będzie już robił żadnych z tych złych rzeczy.
- Oszalałeś?! - Wybuchłam totalnie, odwracając się gwałtownie spowrotem do niego i patrząc prosto w oczy.
- Ale.. Nina, to jest kupę forsy. Wiesz co moglibyśmy z nią zrobić? Wyjechalibyśmy, razem. Bylibyśmy ze sobą cały czas.. Do końca, rozumiesz? - Podrzedł do mnie i złapał za ręce. 


Miał iskierki nadziei w oczach. Uśmiechnął się lekko. W oczach zbierały mi się łzy. Chciałabym. Chciałabym, tego. Tylko.. Co jeśli to nie wypali, coś mu się stanie. Nie mogłabym bez niego żyć. Gdyby odszedł.. ja pewnie też, tylko jakiś czas później.


 To niewiarygodne, jak bardzo, człowiek może się zakochać w niecały miesiąc. Po prostu.. Tego nie da się opisać. Gdy nie ma go przy mnie, czuję się dziwnie.. Jak nie ja. Jakbym nie była w pełni człowiekiem. 


Dziwne, więc w jaki sposób ja żyłam normalnie, bez niego, przez siedemnaście lat? Nie wiem, ale to nie było to samo. Z pewnością. Czuję się przy nim niesamowicie bezpieczna i wyjątkowa, mimo tego, że należy do najniebezpieczniejszego gangu w okolicy.


 Zdziwiłam się ogromnie, gdy mi o tym powiedział, ale cenię szczerość. Nie powinnam pchać się w jego sprawy, ale nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało. Obwiniałabym siebie za to do końca życia.. jeżeli bym żyła, oczywiście. 


- Przepraszam. Przepraszam, że ci to robię, ale tu chodzi o moją przyszłość... o naszą przyszłość. - Mruknął, przytulając się do mnie. Nie mogłabym się na niego gniewać. Przynajmniej nie długo. Za nic w świecie. Po pierwsze, jest za bardzo przekonywujący, a po drugie, za bardzo go kocham. 






Zazwyczaj potrafię długo być na kogoś zła i nie jest łatwo się ze mną pogodzić. Ale on to co innego. Po prostu nie umiem tak. Jego smutna mina mnie zabija. Zdecydowanie wolę te szczerzące się zęby. Westchnęłam prosto w jego ramię, znacznie się uspokajając. 


To on tak na mnie działa. Uspokajająco. Gdy jest przy mnie, wszystko jest takie piękne. Gdy go nie ma, nie koniecznie. Trudno mi się żyje , gdy nie ma go przy mnie nawet przez kilka godzin. Jest dla mnie jak narkotyk. 


Kiedy nie jest ze mną, dzieją się dziwne rzeczy. Nie potrafię normalnie funkcjonować bez tego pięknego zapachu męskich perfum pomieszanego z dymem papierosowym, bez dotyku jego szorstkich palców, bez jego miękkich, jedwabiście gładkich ust. 


Uzależniłam się od jego osoby. Od wszystkiego co z nim związane. Co nie zmienia oczywiście faktu, że nie pozwolę na to, żeby wziął w tym udział.
- Nie ma mowy, że weźmiesz udział w tym wyścigu. Koniec, kropka.


                       * Alice' POV * 


Nie wiem jak mam już na to reagować. To wszystko jest takie dziwne. Kocham Zayna, ale jakoś nie mogę wyobrazić sobie przyszłości z nim w roli głównej. Z pierdolonym bandziorem. 





Warknęłam pod nosem, uświadamiając sobie ten fakt. To nie jest takie proste jak się wydaje. Jedna decyzja może zmienić wszystko. Jeden ruch. Jedno słowo. Wszystko. Pojebany świr. 


Jebany zabójca, którego kocham. I właśnie o to chodzi. Ze złości aż udeżyłam pięścią w lustro. Ghh, boli. Spojrzałam na krwawiącą dłoń uświadamiając sobie, że on robił ludziom milion razy gorsze rzeczy. 


Po moim policzku popłynęła łza, którą szybko starłam, brudząc twarz swoją właśną krwią. Pociągnęłam nosem, nie przestając być na siebie zła. Odwal się od tego świra, dziwko. 


Usiadłam na rozbitym szkle łapiąc kawałek papieru toaletowego, którym wytarłam zakrwawione dłonie. Kurwa. Masz czego chciałaś? Chuj z niego. Nienawidzę go. Opiekuje się mną. Kocham go. Nie wiem. Pojebana sprawa.





                              ***


- Alice, po prostu powiedz dlaczego lustro jest zbite. Nie chcę się denerwować. - Mruknęła moja matka z politowaniem. - Zrobiłaś imprezę, tak? - Spytała z dezaprobatą. - Zaciągnęłam rękawy na całe dłonie, żeby nie zobaczyła ran. 


- Nie, mamo. - Odparłam spokojnie, patrząc jej prosto w oczy. Jej nie da się okłamać i wcale tego w tym momencie nawet nie próbuję robić.


-Na pewno? Nie kłamiesz? - Powiedziała krzyżując ręce na piersiach. Skinęłam lekko głową, patrząc na śnieżnobiałe, świeżo umyte kafelki.
- Wszystko w porządku? - Spytała gwałtownie zmieniając wyraz twarzy. Widzi.
- Nie. - Bąknęłam szybko opuszczając łazienkę i zbiegając po schodach w dół.


- Wracaj w tej chw... - Tylko tyle usłyszałam, ponieważ właśnie wtedy zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i pobiegłam w moje... nasze miejsce. Całej naszej trójki. Obie osoby kocham, tylko.. jedna z nich nie żyje a druga.. jest jebanym kryminalistą. 


Taki mój los. Niestety, muszę się z tym pogodzić, albo jedną z tych osób wyrzucić z mojego życia. Co nie jest prawie w ogóle prawdopodobne. Nie żebym w pełni to tolerowała ale... po prostu nie mogłabym go opuścić, stał się częścią mnie. Tyle w tym temacie. Nie można przestać kochać. To jest po prostu niewykonalne.





___________________________________

           TRZY KOMENTARZE = NEXT

Ciekawi was co będzie dalej? ;3 Wiem, że żaden z rozdziałów nie jest jakiś wybitnie dobry, ale staram się coś dla was wykrzesać. <3 Dziękuję za 3300 wyświetleń! ;****

4 komentarze:

  1. taki jakis krotki ;o xd ale jak kazdy zajebisty <3 D&W <3 ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi sie spodobal twój blog. Rozdział troche krotki ale fajny ;)~Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny , kocham to ;3

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? To skomentuj, albo zostaniesz zadźgany przeze mnie widelcem <3