* Alice' POV *
Nie. Teraz nie jestem pijana. Odepchnęłam go od siebie znacząco. Co to ma być?! My nie możemy. Ledwo się znamy. Alice, do cholery. Ogarnij się. Odwróciłam się na bok i spuściłam głowę.
- Przepraszam. - Powiedział mulat i podszedł do mnie ale się odsunęłam.
- Ymm.. jak narazie wolę żebyśmy o tym zapomnieli. - Zamknęłam oczy ze zdenerwowania i zarzenowania. - Jak chcesz to sobie to dokończ. - Szybko machnęłam ręką w stronę kuchenki wychodząc z kuchni. Nie mogłam się skoncentrować. Zrobiło mi się słabo. Przed oczami widziałam tylko czarne plamy. Poszłam do pokoju, który wyznaczył mi wcześniej Zayn. Rzuciłam się na łóżko i patrzyłam w sufit. Co on wyprawia. Już drugi raz mnie pocałował. Co z tego że jest greckim... leniwcem na haju. Właśnie tak. Tym razem oboje byliśmy trzeźwi, więc nie rozumiem tego wszystkiego. Co ja w ogóle robię?! Przez niego zaniedbałam moją przyjaźń z Niną i … Liamem. To drugie to może nie do końca przez niego.
***
Jest kilka minut po dwunastej. Zayn odwiózł mnie o dziesiątej. Tak jak obiecywał mojej mamie, pod sam dom. Pożegnałam go jedynie krótkim 'cześć' i pędem pognałam do drzwi wejściowych. Dzisiaj sobota, ale nie mam ochoty iść na żadną imprezę. Szczególnie sama. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jestem pokłócona z dwoma osobami. Jeszcze Nina mi została. U Liama mam być za godzinę. Wypadałoby zacząć się przygotowywać. Szczerze boję się tej rozmowy. Bardzo. Ubrałam się w szarą bokserkę i dżinsowe szorty. Na dworze było gorąco. W końcu jest już 21 czerwiec. Włosy zostawiłam rozpuszczone i na nogi wsunęłam moje białe converse.
Zeszłam na dół po drodze łapiąc telefon w rękę.
- Znowu gdzieś idziesz Alice? - Usłyszałam głos rodzicielki gdzieś po mojej prawej, od razu gdy weszłam do kuchni.
- Taaa… Do Liama. - Mruknęłam ledwo słyszalnie biorąc jabłko w dłoń.
- Co chwilę przyprowadzasz mi tu jakichś chłopców... Liam, Louis, teraz Zayn... O ile dobrze pamiętam. Z żadnym z nich... No wiesz... Nie jest coś tak na poważnie? - Wytrzeszczyłam na nią oczy wgryzając się w jabłko.
- Że co?! Nie! No co ty. To są tylko kumple. Szczególnie Louis bo on chyba bardziej się do Niny przystawia.
- A Liam i Zayn?
- Liam to mój dobry przyjaciel. Dobrze o tym wiesz.
- Zayn?
- Ymmm… - Zacięłam się. Nie wiem czy to tylko kumpel. Całowałam się z nim dwa razy. Wprawdzie raz nieświadomie a drugi niechcianie. Jest w ogóle takie słowo? No dobra. Zagięłaś mnie mamo. Wpatrywała się we mnie podejrzliwie. - No co? Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
- No nie wiem. Zejdź ze mnie. - Wyszłam z kuchni. - Idę! - Krzyknęłam otwierając drzwi wejściowe. Promienie słoneczne nieprzyjemnie raziły w oczy. Chcę już wakacje. Warknęłam z niezadowoleniem uświadamiając sobie, że jeszcze tydzień szkoły. Dobrze się uczę, ale nie lubię szkoły. I nigdy nie lubiłam.
***
Stałam przed dębowymi drzwiami wejściowymi a moja ręka wisiała w powietrzu zastanawiając się czy zapukać, czy się wycofać. Jednak z lekkim wahaniem wybrała pierwszą opcję. Po chwili drzwi się otworzyły. Zupełnie jakby przy nich koczował.
- Hej. - Powiedział cicho patrząc w moje oczy. Kiwnęłam lekko głową. Właśnie. Te jego piękne, brązowe tęczówki... W końcu je ujrzałam, po tak długiej przerwie. Zrobił mi przejście w drzwiach, więc przeszłam przez nie bez wahania. Okej. Jak narazie jest dobrze. Poszedł do salonu a ja zaraz za nim, niczym cień. Usiedliśmy wygodnie na kanapie. Chwila ciszy.
- Słuchaj Alice. Bardzo, bardzo cię przepraszam. Ja nie wiem dlaczego to powiedziałem. Może pod wpływem złości... Nie wiem. Wiem jedynie że nie nie powinienem... - Złapał mnie za rękę, ale ją wyrwałam. - Przepraszam. Przepraszam, Alice... - Uklęknął przede mną i zaczął całować po dłoniach, co nie powiem, trochę mnie zdziwiło i trochę rozbawiło. Otworzyłam szeroko oczy. Tak bardzo mu na mnie zależy? No pewnie. Co ty pierdolisz, Alice? Najarałaś się czegoś czy jak? Przecież to twój najlepszy przyjaciel. Brat. Fuck.
- Przestań. Jakieś tam głupie słowa wypowiedziane pod presją nie zniszczą naszej… więzi. - Popatrzyłam mu prosto w oczy i przypomniałam sobie najlepsze chwile z nim spędzone. W mojej pamięci otworzyły się przeróżne obrazy. Nie mogę go opuścić. Ta niewinna twarz. Zmień ją. Nie mogę na to patrzeć. Dziwne uczucia poruszyły mnie niesamowicie. Wpatrując się w głębię jego oczu nie mogłam ujrzeć nikogo innego jak mnie. To on ratował moją duszę, gdy byłam złamana na pół. Gdy upadałam, on wyciągał rękę w moją stronę. Dawał mi wiarę. Chował mnie za swoimi wielkimi, angielskimi skrzydłami. Chronił przed wszystkim. To on. Moje szczęście. Ja. Moje życie. Jest wtedy gdy go potrzebuję. Inni nie znają go tak jak ja, ani nikt nie zna mnie tak jak on. Pogładziłam go po policzku tonąc w czekoladowej głębi.
- Więc mi to wybaczasz?
- Nie mogę cię stracić. Powiedziałeś tylko prawdę. - Niczego nie jestem pewna tak bardzo jak tego, że jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Przez taką głupotę miałabym już nigdy go nie przytulić? Nigdy nie przyjść do niego z najmniejszym problemem? Nie, dzięki. Wstałam i stanowczym ruchem pociągnęłam za jego ramiona dając mu znak, że ma wstać. Nie mogę nigdy powiedzieć, że jestem dziwniejsza niż inni. Może nawet chora psychicznie. Czasem się tak zachowuję. Nie mogę tak powiedzieć, bo on mówi wtedy, że jest taki sam. Po prostu go przytuliłam. Mocno. Jakbym chciała mu przekazać jak ważny dla mnie jest.
- Kocham cię, wiesz?
- Tak, wiem. Ja ciebie bardziej.
- Nie, bo ja.
- Nie kłóć się ze mną ośle bo i tak nie wygłasz. - Zaśmiałam się głośno prosto w jego ramię.
- Wiem. Jak zwykle.
___________________________________
*.* slooodkooo <3333
OdpowiedzUsuńOoo kocham toooo :D fajnie piszesz :) pozdro i weny ~ Misia
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuń